wtorek, 31 grudnia 2013

Sposób węgierski - noworoczna zupa

Wesele, to nie tylko przygotowania i zabawa, ale także konsekwencje :) Jest ich wiele, mniej lub bardziej przyjemnych, ale skupmy się na tych związanych z nadużyciem tzw. "eliksiru tańca". Tyle jeśli chodzi o genezę powstania menu na kaca. Mam nadzieję, że wyjaśniłem to wystarczająco, żeby nie musieć tłumaczyć dlaczego tak jak to było w przypadku menu sportowego :)
Sposoby na kaca są różne, w różnych częściach świata i postaram się przytoczyć tu dania, które różni ludzie z takich czy innych względów uważają za najlepsze.

Z racji tego, że jutro nowy rok, zacznę od noworocznej zupy, która jest w zasadzie fuzją dwóch węgierskich zup. Właściwie to jest fuzją zup z całego regionu Europy. Kiedyś oglądając pewien program kulinarny dowiedziałem się, że na Węgrzech jada się w nowy rok taką właśnie zupę z charakterystyczną dla tego kraju zasmażaną papryką. Kopiąc głębiej dowiedziałem się, ze nie tylko na Węgrzech, ale w okolicy. Nie ma w tym nic dziwnego, gdyż kiszona kapusta ma zbawienny wpływ na organizm po imprezie. Często Węgrzy jedzą też zupę z soczewicy, która ma symbolizować monety, a one z kolei pomyślność w nowym roku. Zresztą soczewica, ze względu na minerały też dobrze działa. Tak połączyłem dwie zupy.

Wybór kapusty na pierwszą pozycję z menu jest również uzasadniony z innego względu. Dobroczynny wpływ kapusty w tej kwestii znali już starożytni. Według legendy, założyciel ustroju w Sparcie, który zapoczątkował szkolenie chłopców na wojowników, był w winnicy u samego Dionizosa i jak na tego typu człowieka przystało upił się za mocno i zaczął zachowywać się niestosownie :) Bóg związał go za pomocą winorośli i dał nauczkę obdarowując kacem. Po takim darze nawet taki twardziej jak Likurg się załamał i uratował się kapustą, która zresztą powstała z jego łez. Także jak widać na kaca nie ma mocnych :)

4 duże cebule
50 g słodkiej papryki w proszku
1,5 kg kiszonej kapusty
4-5 l wody
pół szklanki czerwonej soczewicy
kolendra i inne ulubione przyprawy


Cebulę kroimy w drobną kostkę i podsmażamy. Dosypujemy papryki i dalej smażymy, aż powstanie nam coś na kształt czerwonej zasmażki. Dodajemy to do wody i gotujemy. Dodajemy pokrojoną kapustę razem z sokiem i gotujemy do miękkości. Dosypujemy soczewicę i gotujemy aż zmięknie. Jak wszystko zrobiliśmy dobrze to zupa będzie kwaśna i czerwona :)



poniedziałek, 30 grudnia 2013

Co jeść w Siedlcach i okolicy.

Tym razem wywiało mnie do Siedlec, a właściwie obok, gdzie byłem zobowiązany spędzić tydzień, także nie ma co się zadowalać półśrodkami i trzeba sobie było ogarnąć jakąś bazę żywieniową, a o tą nietrudno choć można się naciąć :) Ale o tym jeszcze wspomnę.
Zacznijmy od początku. Droga nie najlepsza, ale biorąc pod uwagę porę roku i tak było przyzwoicie. W porze obiadowej zatrzymałem się w miejscu, w którym zazwyczaj stoją panie do usług specjalnych, które ze względu na brak zadaszenia było w tym momencie wolne po to, aby zjeść podróżny posiłek składający się z:

kasza jaglana
masło orzechowe
figi suszone
owoc granatu


Przepis prosty. Kaszę gotujemy. Wrzucamy do pojemnika i dodajemy masło orzechowe. Figi kroimy w kostkę i też dodajemy. Granata kroimy na pół i wywracamy na drugą stronę, żeby nam było łatwiej wyciągnąć miąższ. W innym przypadku trochę chlapie. I tak mamy bazę jaka jest kasza jaglana, uzupełniona masłem i figami, i żeby nie było takie mdłe dodajemy granata. W podróży idealne.

Nie byłbym sobą jakbym nie zajechał na obiadokolację do znanego mi już baru w Grójcu mieszczącego się na samym rynku. Jeśli ktoś chce poczuć egzotykę tzn. dokładnie tak jak w miejscu, z którego wywodzi się to jedzenie to koniecznie musi tam pojechać. Ten szyld świecący to właśnie ten lokal.


Największym plusem tego miejsca jest kilka pozycji z tofu w menu no i wspomniany klimat wschodu. Czyli kuchnia blisko stołów, toaleta jak w PKP, na ścianach jakieś kartki z informacjami ad. obsługi nietrzeźwych z pozaginanymi rogami, pochlapane jedzeniem, widelce plastikowe rączkami w dół, oczywiście jakieś specyficzne ozdoby i dopełnieniem tego klimatu jest lodówka PEPSI :) Jak ktoś oglądał "Kickboxera" z słynnym wtedy, ale i ostatnio Van Dammem to wie o co chodzi :) Co tu gadać. Lubię to miejsce :)

Same Siedlce przywitały mnie bardzo ciekawym pomysłem jakim jest choinka ze śmieci. Może nie wygląda tak ładnie jak naturalna, ale niewątpliwie była dużo tańsza i i problem z odpadami rozwiązany na jakiś czas. Pomysł wzbudza co prawda wiele kontrowersji, bo święta, odkąd się stały świecką tradycją, muszą być kojarzone z przepychem, ale mi się podoba :)


W samym mieście do zwiedzania jest niewiele. Rzuca się w oczy ogromny ruch w centrum. Moim zdaniem zagęszczenie większe niż w Warszawie, a jeśli chodzi o miejsca do parkowania, to porównywalnie :) Oprócz tego sporo osób nosi noże w kiszeniach, co rzuca się w oczy bardziej niż im się chyba wydaje :)
Moim zdaniem najlepszy budynek w mieście to ten klimatowy bank. Kojarzy mi się ze starymi kryminałami. Tylko ktoś go zepsuł szyldem więc wymazałem i wstawiłem lepszy :)


Drugi ciekawy budynek, a właściwie kompleks, mieści się zaraz na przeciwko. Widząc ten układ od razu pomyślałem o gangu Olsena :)


Jest nawet ciekawy kompleks parkowy z pomnikiem łosia i zbiornikiem wodnym. Tzn. byłby ciekawszy gdyby nie:
 - pora roku
 - pora dnia
 - Ustawa z dnia 26 października 1982 r. o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi
Choć jestem przekonany, że rozwiązuje problem braku toalet w galeriach handlowych.


Oprócz tego w okolicy równie ciekawa tradycyjna zabudowa.


Ale żeby nie było, jest również coś dla moich największych fanów.


No ale do rzeczy czyli o samym jedzeniu. Kiedy wpiszemy w google hasło "bar wegetariański siedlce" pojawia nam się na pierwszym miejscu jakaś pozycja, której nazwa nawet wskazuje, że to właściwe miejsce. Niestety. Nie jest. Generalnie nie wiem czy to zabieg marketingowy czy przypadek, że wyskakuje właśnie ten bar, ale równie dobrze każdy możemy nazwać barem wegetariańskim w myśl zasady wegetariański = posiadający w swoim menu dania bezmięsne. Z tym, że pewność mamy wtedy tylko co do samych kawałków mięsa. No w każdym razie poczułem się oszukany i zrezygnowałem :)

W samym centrum zaraz koło sklepu z dewocjonaliami jest pewien portal obfitości :)


Po przekroczeniu mamy do wyboru po prawej falafle, po lewej tofu w różnych konfiguracjach :)

Oprócz tego byłem też w restauracji japońskiej. Można tam kupić wegańskie sushi. Tu pewna miła pani ubrana w górę od Gi koloru czarnego (sam mam czarne :) ) postanowiła zrobić wyjątek i pomieszać mi różne opcje. Z marynowaną rzepą i ogórkiem z sezamem. Za co jestem wdzięczny i pozdrawiam. Zjadłem w miejscu zakwaterowania popijając pszenicznym piwem, bo nie znalazłem ryżowego o tej porze roku :)


A jak już jeść kisiel najlepiej to najlepiej smakuje w Kisielanach :)


W drodze powrotnej jeszcze tylko na chwilę do Warszawy co by obejrzeć pomniki gladiatorów. Dwa w Łazienkach.
Ten. Niezbyt widoczny ze względu na trwające tam roboty.

I ten.


A także ten, znajdujący się w Ujazdowskim. Znany wcześniej z podróży do Krzeszowic.


Wypadałoby coś zjeść. Tylko teraz zapytałem kolegi gdzie najlepiej, a trzeba przyznać, że zna się na rzeczy i ma świadomość zarówno mojego gustu nie tylko co do samego jedzenia, ale i klienteli jak i pojemności portfela. Dlatego polecił mi mały bar z kuchnią dalekiego wschodu mieszczący się na przeciwko całego rzędu sex shopów, który wśród innych sąsiednich wyróżnia się wielkim napisem Kuchnia Wegańska (chyba :)) I tam zamówiłem sobie takie coś. Całkiem smaczne.


No i rzecz najlepsza z każdej wyprawy. Łupy!


Ręcznie robione cukierki, marcepan i imbir w czekoladzie. Do tego lokalny keczup i paluszki w czekoladzie zakupione w jakimś małym markecie. No i jeszcze Rittery, bo przecena w hipermarkecie była :)


Podróżuj i jedz zdrowo!

sobota, 21 grudnia 2013

Ciastka fitness

Taka zwyczajowa nazwa, obojętnie jak głupia, ale przynajmniej wszyscy wiedzą o co chodzi. Równoczesny chwyt marketingowy dla rzeczy, które nie ważne jak bardzo są niezdrowe, kupowane są przez "zwolenników" zdrowego żywienia, zwłaszcza tych, którzy wierzą, że tak oznaczone rzeczy spowodują spadek wagi. Bo przecież nie ruch :)


płatki owsiane
margaryna
płatki kukurydziane
bakalie
glukoza


Margarynę topimy, dodajemy glukozy i wsypujemy płatki tyle, żeby było gęste. Ewentualnie możemy regulować gęstość płatkami kukurydzianymi. Dodajemy jeszcze bakalie dla wzbogacenia. Kładziemy na papier do pieczenia i wstawiamy do piekarnika nagrzanego na 180 stopni. Jak się zarumienią to wyjmujemy.

piątek, 20 grudnia 2013

Copa śląska

To taka trochę babka ziemniaczana tylko, że dopełnieniem mdłego smaku ziemniaków są kwaśne śliwki. Zapewniam Was, że smakuje to bardzo ciekawie. Kuchnia śląska obfituje w dania treściwe, co było spowodowane specyfiką życia w tym rejonie. Nie zapominajmy, że kiedyś podczas pracy wydobywczej używało się mięśni znacznie częściej niż teraz, dlatego takie danie ma doskonałą rekomendację :)

1 kg ziemniaków
5 czubatych łyżek mąki
2 łyżki mąki z pestek dyni
pół kostki wędzonego tempehu
woreczek kaszy gryczanej
0,5 kg śliwek węgierek
łyżeczka proszku do pieczenia
cebula
przyprawy


Ziemniaki obieramy i miksujemy lub trzemy na tarce o drobnych oczkach. Kaszę gotujemy. Tempeh kroimy w kostkę. Cebulę kroimy w drobną kostkę i podsmażamy. Mieszamy wszystko razem plus pozostałe składniki oprócz śliwek. Wkładamy masę do formy. Możemy ją wcześniej natłuścić i posypać bułką tartą. Śliwki myjemy, usuwamy pestki i układamy na wierzchu. Wkładamy formę do nagrzanego na 180 stopni piekarnika i pieczemy ok 45 min. Po włożeniu do ciasta patyczka nic nie powinno się za nim ciągnąć :)

czwartek, 19 grudnia 2013

Krwisty burger w bojowej bułce

Wiadomo, że jak równać to do pierwszego. No i pierwszym i najlepszym, zwłaszcza po upadku żelaznej kurtyny, jest Wielki Brat z za oceanu. Mają tam wszystko co najlepsze i nawet jak coś jest tam złe to i tak lepsze niż nasze. Pewnie dla tego tak wielu ludzi z naszego kraju z ochotą oddaje życie w imię "Hameryki". Dlatego też kiedy w pewnym 100 tysięcznym miasteczku otworzyli pierwszą restaurację (?) pod Żółtymi Łukami ludzie czekali na otwarcie już od nocy, a był to czerwiec więc jakoś wytrzymali. Miłość do USA w narodzie została, ale do tego jeszcze wielu chce się pochwalić czymś wyjątkowym. Wyjątkowość może polegać na ilości wydanych pieniędzy, bo przecież nie każdy ma ich w nadmiarze i stąd taka popularność budek, bo wiele osób chce sobie podarować odrobinę luksusu, z czego doskonale zdają sobie sprawę właściciele owych przybytków. W ekonomii takie zjawisko nazywamy "efektem snoba" co w połączeniu z miłością do ojczyzny (niekoniecznie własnej) tworzy popęd prawie tak silny jak libido.
W każdym razie jakby ktoś chciał do sprawy podejść racjonalnie czyli przekonać się na własnej skórze jaki to smak bez przepłacenia to służę przepisem. Przez racjonalny mam na myśli skupiający się na istotnych rzeczach jak smak i wartości odżywcze zamiast subiektywnego poczucia wyjątkowości. Parafrazując hasło znane maniakom filmów puszczanych na prywatnych kanałach telewizyjnych: "Jeśli nie czuć różnicy to po co przepłacać" :)

bojowa bułka
której bojowość opiera się na wyglądzie przypominającym wojskowe kolory maskujące :)
 mąka pełnoziarnista
woda
drożdże
spirulina
sól
czarnuszka

krwisty burger
którego krwistość opiera się na kolorze :)
kasza jaglana
czosnek
cebula
burak
mak
kasza gryczana nieprażona
przyprawy
siemię lniane

dodatki
sałata
pomidor
roszponka
ogórek świeży
kiełki fasoli - to generalnie wypada i nie poprawia smaku, ale poprawia wygląd :)
cebula czerwona




Drożdże rozrabiamy w ciepłej wodzie, dosypujemy trochę mąki i czekamy chwilę. Wlewamy do miski dosypujemy mąki, dolewamy wody i ugniatamy ciasto. Dodajemy spirulinę, czarnuszkę i trochę soli. Odstawiamy w ciepłe miejsce aż trochę urośnie. Formujemy bułki i wkładamy do piekarnika nagrzanego na 180 stopni. Wyciągamy jak się zarumienią.
Kaszę jaglaną gotujemy według przepisu na opakowaniu tak, żeby była bardzo gęsta. Osobno gotujemy kaszę gryczaną. Cebulę kroimy w małą kostkę. Buraka miksujemy z czosnkiem i siemieniem lnianym. Wszystko ze sobą mieszamy i formujemy burgery, które smażymy.
Bułkę kroimy na pół. Wkładamy burgera i dodatki w dowolnej konfiguracji. Nawilżamy całą konstrukcję jakimś sosem choćby keczupem i wcinamy.

środa, 18 grudnia 2013

Falafle z tabbouleh

Czyli to co bywalcy fast foodów lubią najbardziej z typowym dodatkiem, a przynajmniej typowym w miejscu pochodzenia. Burząc wyobrażenie, niczym o fioletowej krowie, że najbardziej typowym dodatkiem jest szatkowana kapusta :)
Danie starsze niż islam i chrześcijaństwo, starsze nawet niż zaratusztrianizm i judaizm :)
Prawdopodobnie danie pochodzi ze starożytnej Mezopotamii, Arabii czyli z krain leżących na zachód od Mezopotamii i Egiptu. Nie psuło się tak szybko w wysokiej temperaturze.
Generalnie mieszanie pomidora i ogórka nie jest wskazane, ale jest pewien tajny sposób :)

falafle

ciecierzyca
szczypiorek
kolendra
czosnek
chilli
banan
sezam

tabuli

kaszka kuskus
ogórek świeży
pomidory
pietruszka
cytryna
oliwa


Ciecierzyce moczymy przez całą noc. Odsączamy wodę i miksujemy z bananem. W zasadzie banan nie jest wymagany, ale lepiej się klei i ma ciekawy smak. Poza tym ja lubię banany :) Dodajemy przyprawy  posiekany czosnek i szczypiorek i mieszamy. Formujemy kotleciki, które panierujemy w nasionach sezamu i smażymy.
Kuskus zalewamy wrzątkiem według opisu na opakowaniu. Pomidory kroimy w kostkę, polewamy oliwą i mieszamy. Z ogórkiem robimy to samo. Dodajemy kuskus, pietruszkę i ogórka. Doprawiamy sokiem z cytryny i ulubionymi przyprawami.

niedziela, 15 grudnia 2013

Fish and chips zupełnie inaczej

Dziś tak niedzielnie. W niedziele z racji tego, że czasu więcej to i obiady są bardziej wykwintne, a co najmniej bardziej pracochłonne. W większości domów ubija się schabowego, a w niektórych częściach kraju rolady. Ryba co prawda raczej w piątki chyba, że na pomorzu. Technicznie rzecz biorąc weganie poszczą codziennie o ile dla kogoś jest ważny aspekt religijny.
Przepis znalazłem dawno temu o tutaj od tej pory używam i trochę zmodyfikowałem :)

duży seler
mąka
przyprawa do ryb
spirulina
boczniaki
bataty
kiszona morska kapusta
marchewka
cebula
cukier
pieprz
sól
musztarda
sztuczny miód


Seler obieramy i kroimy w plastry grubości 1 cm i gotujemy w wodzie z dodatkiem soli i spiruliny. Byle nie za dużo jednego i drugiego bo i smak nie ten i nawet belona nie jest aż taka ciemna :)
Z mąki i wody robimy gęste ciasto, które przyprawiamy przyprawą do ryb. Moczymy w nim seler i smażymy.
Boczniaki i bataty kroimy w paski i smażymy.
Marchewkę trzemy na małych oczkach, a cebulę kroimy w małą kostkę. Mieszamy to z kapustą i doprawiamy solą, cukrem i pieprzem. Najlepiej zrobić to trochę wcześniej żeby się przegryzło.
Zostaje nam jeszcze sos. Mieszamy musztardę i miód w stosunku 1 do1.

sobota, 14 grudnia 2013

Crepes z quinoa i masłem orzechowym

Crepes czyli francuskie cienkie naleśniki z nadzieniem. Produkowane od dawna, ale od niedawna z białej mąki. Barierą oczywiście była cena. Jeszcze 100 lat temu mąka pszenna była zarezerwowana tylko dla bogatych, dlatego początkowo były robione z mąki gryczanej, nazywanej wtedy czarną pszenicą.
Jest tam taki zwyczaj na 2 lutego. Smażą tam naleśniki trzymając w ręce, której piszą monetę, a w drugiej patelnie. Jeśli uda im się przerzucić naleśnika samą patelnią to oznacza to pomyślność na cały rok dla całej rodziny.
Nadzienie idealne dla sportowców. Quinoa to najlepsze źródło składników jakie weganie mogą sobie zażyczyć. Nie tylko jeśli chodzi o białko, ale także węglowodany i tłuszcze.
Do tego ciasto samych naleśników wzbogacone wysokobiałkową mąką z pestek dyni, z której co prawda nie da się robić naleśników, ale nadaje się jako dodatek.

mąka pszenna pełnoziarnista
mąka z pestek dyni - max. łyżka
masło orzechowe
quinoa
margaryna
cukier
rum
sztuczny miód


Z mąki i wody robimy ciasto naleśnikowe. Smażymy całą górę naleśników. Quinoę gotujemy, odsączamy i mieszamy z masłem orzechowym. Kładziemy nadzienie na ćwiartkę naleśnika i składamy go na pół i jeszcze raz na pół. Na patelni topimy margarynę i sypiemy cukier. Smażymy jakiś czas aż się rozpuści i smażymy na tym 4 złożone naleśniki. Polewamy rumem, jeszcze na patelni jeśli chcemy się popisać flambirowaniem, albo na talerzu i podajemy podpalone. Do jedzenia polewamy miodem.

Naleśniki w każdej postaciQuchnia pełna Quinoa 2

piątek, 13 grudnia 2013

Kanapka Ruben

Teorii na temat pochodzenia tego dania jest wiele. Nie wiadomo, która jest prawdziwa, ale te główne są zgodne w pewnych kwestiach. Pierwsza to taka, że przepis powstał w USA. Druga to taka, że nie ma nic wspólnego z biblijnym bohaterem. Choć idę o zakład, że znalazłbym całkiem sporo osób gotowych bronić tego powiązania z bronią w ręku i szaleństwie w oczach :)
Podobnie jak teorie dotyczące kanapek w ogóle. Dla przykładu idol uważających się za wrażliwsze i bardziej ogarnięte licealistek, Woody Allen wysnuł luźną tezę, że były one wynikiem ponad dwudziestoletnich badań Lorda Sandwich przy wyraźnym wpływie takich filozofów jak Hume czy Wolter. Taka ciekawostka nie mająca prawdopodobnie nic wspólnego z rzeczywistością, a już w ogóle z sympatią do twórcy tej teorii, którego owoce pracy uważam za dobre, poprawne, ale w żaden sposób się nimi nie zachwycam :)


bułka żytnia
kiełbasa pszeniczna wędzona
morska kiszona kapusta
majonez postny
musztarda


Bułkę kroimy na dwie połówki. Na jedną połówkę kładziemy plastry kiełbasy. Majonez mieszamy z musztardą i taką pastą smarujemy naszą wędlinę. Kładziemy na to wszystko kapustę i przykrywamy drugą połówką. Niektórzy są zdania, że wędlina, a nawet i bułka powinny być ciepłe, ale zapewniam, że na zimno też jest smaczne. Pewnie niektórzy robili już takie kanapki, ale nie sądzili, że to Ruben, co jest bardzo prawdopodobne zważając jakie to proste :)

czwartek, 12 grudnia 2013

Moje bento sportowe

Czyli takie coś co zabieram do pracy, na wyjazdy bo zawsze można zjeść nie mając specjalnych warunków, a jednocześnie wystarczająco wartościowe aby przed treningiem dało mi wystarczającą ilość składników. Wiem, że źle wygląda, ale tak jak w sportach walki, w przeciwieństwie do sztuk walki, chodzi o skuteczność, a nie o formę, tak w posiłku dla sportowca chcemy mieć zbilansowany posiłek, w miarę smaczny.


pół szklanki nasion amarantusa
banan
 łyżka kakao
2 łyżki pestek z dyni


Amarantusa gotujemy i odsączamy. Banana kroimy w plasterki. Wszystko ze sobą mieszamy i umieszczamy w pudełku. Możemy dodać też trochę rodzynek do smaku. Amarantus to tylko propozycja, bo róenir dobrze możemy użyć czego innego jak i innych dodatków smakowych.

Podróżuj i jedz zdrowo!

środa, 11 grudnia 2013

Baked beans na czerwono

Danie pochodzące z  wielkiej ziemi obiecanej, miejsca exodusu wielu naszych rodaków. Zakwalifikowane jako drugie śniadanie, dlatego, że jedzą je tam w porze tego właśnie. Zakładając, że jako pierwsze uznajemy kawę. Tu w wersji z fasolą czerwoną, bo bardziej wartościowa. Tak samo jak tam - z puszki, a w zasadzie dwóch. Dobrze zjeść coś ciepłego i treściwego rano.

puszka czerwonej fasoli
puszka krojonych pomidorów
majeranek
ocet


Z czerwonej fasoli usuwamy zalewę wrzucamy do garnka razem z całą zawartością puszki z pomidorami i gotujemy na małym ogniu. Dość długo, aż pomidory się rozpadną. Dodajemy majeranku i typowo angielskiego dodatku jakim jest ocet. Z tym radzę ostrożnie, bo geografia smaków to nie mit. Do tego żeby poczuć angielski klimat obowiązkowo herbata, ale jak ktoś ogląda westerny to wie, że prawdziwi mężczyźni piją do tego kawę :)

wtorek, 10 grudnia 2013

Jogurt jaglany

Generalnie miał być shake kokosowy z kaszy jaglanej, ale wyjeżdżając do Krzeszowic oglądać słynny pomnik zapomniałem włożyć go do lodówki i kiedy wróciłem wieczorem miał już inny smak niż rano. W tej sytuacji użyłbym innego smaku niż kokos. Lubię takie przypadki :)

kasza jaglana
budyń
cukier


Kaszę gotujemy tak, żeby trochę pływała. Budyń robimy według przepisu na opakowaniu z tym, że bez mleka i w dwa razy większej ilości wody.  Wlewamy budyń do kaszy, doprawiamy cukrem i miksujemy. Zostawiamy na dzień lub noc w pokojowej temperaturze i to powinno wystarczyć. W sumie to prawie jak buza więc dałoby radę do chałwy :)

Jogurt smakowy domowej roboty

poniedziałek, 9 grudnia 2013

Owsianka śliwkowa

Bogate źródło białka, minerałów, energii, a także podnosi poziom testosteronu. Do tego śliwki co by nie przytyć :) Wzbogacone innymi zbożami bo sam owies to nudy :), ale niezaleznie z jakiego zboża i tak się pewnie będzie nazywało owsianka. Tradycyjnie wygląda wspaniale :)

płatki owsiane błyskawiczne
otręby zbożowe
śliwki suszone
powidła śliwkowe
mleko owsiane w proszku - opcjonalnie
 cynamon




Płatki i otręby zalewamy delikatnie wrzątkiem i czekamy aż nam zmiękną. Jak co to możemy dolać. Dosypujemy tego mleka, albo i nie. Dodajemy pokrojone śliwki. Smak regulujemy powidłami i cynamonem.

niedziela, 8 grudnia 2013

Płatki z mlekiem trochę inaczej

Lubię sobie zjeść płatki z mlekiem. Zazwyczaj kukurydziane i staram się to robić regularnie. Czasem mamy albo mało chęci, albo czasu, albo rano nie czujemy się najlepiej dlatego proponuję wersję ekspres :)

mleko roślinne
płatki śniadaniowe


Mleko i płatki umieszczamy w blenderze i uruchamiamy maszynerię :) Możemy wzbogacić składnikami smakowymi jak owoce, kakao, cynamon itp. Nie blendujemy za długo bo to jednak ma być mleko z płatkami a nie koktajl :) Umieszczamy w szejkerze i pijemy.

Wegański omlet z groszkiem

Przepis znaleziony na opakowaniu z płatkami owsianymi błyskawicznymi przeznaczonym do wyrzucenia :)

szklanka płatków owsianych
pół szklanki mąki
ćwierć łyżeczki proszku do pieczenia (opcjonalnie)
kurkuma
czarna sól
groszek konserwowy
Płatki zalewamy wrzącą wodą żeby zmiękły. Dodajemy mąki i mieszamy. Sól i kurkuma jak przy jajecznicy czyli do zapachu i koloru. Dodajemy trochę groszku, mieszamy i na patelnię. Może być problem z przełożeniem dlatego mozna sobie pomóc talerzem.

piątek, 6 grudnia 2013

Wegańska "jajecznica z boczkiem"

Przepis bardzo znany i lubiany zarówno przez tych, którzy jajek nie jedzą, a także przez tych, którzy jedzą, ale uda im się to podać nie mówiąc z czego dokładnie to jest zrobione :) Ze względu na strukturę stosunkowo dobry zamiennik. Nie podrabiałem jeszcze jajecznicy z tzw. „glutem” (na rzadko) choć może mąka z tapioki załatwiłaby tą sprawę. Chętnie przyjmę sugestie. W każdym razie wartościowa porcja z samego rana plus koniecznie jakieś pieczywo.

tofu
tempeh wędzony
cebula
kurkuma
czarna sól


Tempeh kroimy w małe kostki i podsmażamy. Dodajemy pokrojonej drobno cebuli i dalej smażymy. Dorzucamy tofu gnieciemy i smażymy. Dosypujemy kurkumy dla koloru i czarnej soli dla smaku jajka.

czwartek, 5 grudnia 2013

Niby tylko kanapki, ale różne.

Dalej ciągniemy temat śniadań (tak tak, pad thai sprzedają głównie rano :) ), w myśl zasady Śniadanie zjedz sam, obiadem podziel się z przyjacielem, a kolację oddaj wrogowi, według której śniadanie jest najważniejszym posiłkiem dnia. Albo jeszcze innej Do południa wszystko wolno  co wskazuje na zapotrzebowanie energetyczne:) To jest moje typowe śniadanie czyli pieczywo z czymś tam. Zazwyczaj przed pracą nie mam czasu na nic więcej. Zasada jest taka że musi tam być dość spora ilość węglowodanów oraz białka i koniecznie coś słodkiego : ) Pieczywa sam nie piekę, także podam tu tylko przepisy na to czym je smaruję. I tak zgodnie z ruchem wskazówek zegara.



 Groszkowe pesto z pomidorem

Czyli bogate źródło białka i bardzo potrzebnych każdemu sportowcowi (i nie tylko) zielonych warzyw.

groszek konserwowy
oliwa
bazylia
drożdże odżywcze
pomidor

Groszek miksujemy z odrobiną oliwy. Dodajemy trochę drożdży i bazylii do smaku. Na wierzch pomidor, bo pasuje. Może być ketchup, bo ma więcej składników mineralnych i niewątpliwie bardziej pomidorowy smak, ale ma też więcej chemii.

Wegańska pasta z makreli

Wygląda i pachnie bardzo podobnie także uwaga :) 

tofu
ogórek kiszony
cebula
olej lniany
przyprawa do ryb
spirulina (opcjonalnie)

Cebulę i ogórka kroimy w drobną kostkę. Tofu gnieciemy lub miksujemy z olejem, który da nam posmak i zapach tranu, przyprawą do ryb i ewentualnie spiruliną. Z tym ostatnim zalecam ostrożność, bo co prawda wzbogaci nam pastę, zarówno pod kątem odżywczym jak i zapachowym, ale nie może być za bardzo zielona, no bo jak to będzie wyglądało. Dodajemy ogórek z cebulą, trochę soli, mieszamy i odstawiamy do lodówki na noc żeby się przegryzło. Tylko nie bierzcie do pracy !!!

Kanapka z masłem orzechowym, awokado i ekstra piklami

Skąd pomysł na taki zestaw i dlaczego trafił do tematu związanego ze sportami walki? Poza tym, że jest wartościowy, to jeszcze był lubiany przez bohaterów serialu „Wojownicze Żółwie Ninja”. Był on emitowany w polskiej telewizji na początku lat 90-tych. Kto żył w tym czasie to na pewno oglądał, bo nie było jeszcze Internetu i tylko dwa kanały w TV. Sam zestaw pojawił się w sezonie trzecim w odcinku „Pizza by the Shred”. 

masło orzechowe
awokado
ogórek kiszony

Pieczywo smarujemy masłem orzechowym, kładziemy na to plasterki awokado, a  na nie plasterki kiszonego ogórka.

Wegańska nutella, a właściwie krem czekoladowo owocowy

To jest właśnie ten słodki akcent, którego nie może zabraknąć u mnie przy śniadaniu. Przepis dostałem od Marty, znajomej weganki, a przy tym zawodniczki boksu tajskiego, która obecnie regeneruje się po sobotniej walce :)

powidła śliwkowe
kakao

Powidła tu służą jako masa podstawowa do której dodajemy kakao, które posiada nie tylko walory smakowe, ale i sporo białka i magnezu, wedle uznania. Ja lubię jak oba smaki są wyczuwalne w podobnym stopniu.

Do tego obowiązkowo kawa zbożowa z karobem i mlekiem owsianym :)

środa, 4 grudnia 2013

Pad thai

Pad thai czyli typowo tajskie danie, które bez problemu można dostać w Bangkoku na małych stoiskach, wózkach, a nawet łódkach. Taki swoisty fast-food. Śmiem wysnuć tezę, że dużo zdrowsze niż jedzenie? (i tu chciałoby się użyć odpowiedniego słowa na określenie tego czegoś) z wielkich sieci pseudo restauracji pochodzących z kraju, który swego czasu był marzeniem większości górali.
Taka moja osobista potrawa pasująca do sportowego menu, gdyż oprócz tego, że bardzo ją lubię i posługuje się nią jako daniem popisowym u znajomych, to tajski boks był moją pierwszą prawdziwą miłością :) Bardzo pożywna i stanowi wyzwanie dla ludzi kreatywnych, bo ile robiących tyle przepisów. Wspólnym mianownikiem są makaron ryżowy, sos o 3 smakach – słodkim, słonym i kwaśnym oraz dodatki dostępne w tej części świata.
Historia tego dania jest również bardzo ciekawa. Można je nazwać błędem statystycznym. Innymi słowy z zasady promocja nacjonalizmu, totalitaryzmu czy kultu jednostki nie prowadzi do niczego dobrego, ale mamy wyjątek. Był sobie gość, który miał niezłego jobla na swoim punkcie, do tego stopnia, że chciał miłością do swojej osoby jak i preferencji „przekonać” cały kraj, no ale to typowa historia jakich było kilka w tym czasie. Natomiast ciekawsze było to, że chciał promować w całym kraju jedzenie typowo tajskich produktów przy jednoczesnym ograniczeniu spożycia ryżu, eksport którego był głównym źródłem dochodów. Skorzystał zatem z patentu znienawidzonych przez siebie Chińczyków - makaronu ryżowego. Wypuścił na miasto pełno wózków z jedzeniem i tak już się przyjęło.

makaron ryżowy wstążki
tempeh – ja użyłem wędzonego
orzeszki ziemne
fasola szparagowa zielona
kiełki fasoli mung
tofu
cebula
czosnek
sos sojowy
ocet lub cytryna
cukier lub syrop klonowy
imbir
bazylia



Makaron przygotowujemy według przepisu na opakowaniu i zostawiamy w spokoju. Sos sojowy mieszamy z cukrem i sokiem z cytrynu lub octem i również zostawiamy. Idea taka, żeby żaden smak specjalnie nie dominował. Na patelnię z rozgrzanym mocno tłuszczem rzucamy pokrojony tempeh (tu dowolność kształtu), potem tofu (tu już 1cm kostki), potem pokrojone drobno cebulę i czosnek, orzeszki ziemne, kiełki fasoli mung i pokrojoną w kawałki fasolę. O tym, że trzeba mieszać nie muszę dodawać, bo sami się przekonacie organoleptycznie. Smażymy chwilę i przyprawiamy.  Wrzucamy makaron i cały czas mieszamy. Dolewamy przygotowany wcześniej sos i mieszamy aż wszystko nam się zrobi brązowe. Na tajskich ulicach mało kto się bawi w robienie sosu tylko dodają te składniki bezpośrednio, ale na to sobie możemy pozwolić jak już odkryjemy satysfakcjonujący nas smak.

Aha i najważniejsze. Nie róbmy wiochy i nie jedzmy pałeczkami. Jedynym miejscem gdzie je się w Tajlandii pałeczkami to Chinatown w Bangkoku :) Jemy obowiązkowo widelcem i łyżką.


wtorek, 3 grudnia 2013

O suplementach i przepis na koktail potreningowy

Jest teoria, że człowiek zjada w ciągu dnia odpowiednią ilość białka do normalnego funkcjonowania. Zapotrzebowanie człowieka nie posiadającego w ciągu dnia wzmożonego wysiłku to w przybliżeniu ilość gramów odpowiadająca jego masie ciała w kilogramach. 85 kg = 85 g. Odżywiając się dobrze, każdy dostarcza tą ilość bez problemu. Ludzie trenujący muszą pomnożyć tą liczbę przez 1,5 lub nawet 2 w zależności od efektów jakie chcą osiągnąć. Efektem może być wzrost tkanki mięśniowej, utrzymanie już istniejącej lub po prostu regeneracja po treningu. Jedne pokarmy nadają się do tego lepiej inne gorzej, a na pewnym etapie (czyt. przy dużej masie) ciężko dostarczyć organizmowi takiego pożywienia tylko z pokarmu. Wtedy do głosu dochodzą suplementy lub inne specyfiki :)
Opiszę na swoim przykładzie, dlatego pominę sterydy. Nie mam nic przeciwko, ale nigdy nie trenowałem zawodowo i najzwyczajniej w świecie nie musiałem używać takich wspomagaczy.
Mój podstawowy skład to:

  • BCAA po treningu. Bez problemu znajdziemy wegańskie wersje w proszku i te są najbardziej pewne gdyż nawet te w tabletkach (o żelatynowych kapsułkach nie wspomnę) mogą mieć składniki pochodzenia zwierzęcego. To biorę przed i po treningu. Ma to pomóc regenerować mięśnie.
  • Koktajl białkowy. Taki sobie pije na kolację co by uzupełnić bilans dzienny. Przykładowy przepis:

Pół litra mleka ryżowego
Banan
pół garści migdałów
dodatek wysokobiałkowy


Najpierw miksujemy migdały razem z małą ilością mleka, a jak już się to uda to wrzucamy całą resztę.
Zamiast banana możemy dać arbuza, posiada on właściwości zmniejszające ból po treningu. Możemy sobie dosypać kakao. Nie dość, że dobrze smakuje to ma sporo białka, a i magnezu. Przez dodatek wysokobiałkowy rozumiem jakiś proszek z białkiem roślinnym. Ja ostatnio używałem białka konopnego w kilku postaciach (proszek, płatki i łuskane nasiona) przesłanego mi przez firmę Healing Source i byłem bardzo zadowolony.Zresztą białko konopne jest chyba najbardziej wartościowym z tych roślinnych.
  • Dopalacz testosteronu. W odróżnieniu od kulturystów, którzy mają krótkie treningi czy biegaczy, których wysiłek wygląda trochę inaczej i wydzielają im się endorfiny, trening sportów walki z racji swojej długości i specyfiki powoduje spalanie testosteronu potrzebnego w walce. Jego wysoki poziom jest odpowiedzialny również za regenerację i pracę mózgu(sporty walki to nie sieczka, trzeba myśleć :) ). Sposobów na jego wzrost jest kilka. Najlepszym jest ziele buzdyganka sprzedawane pod nazwą tribulus. Niestety prawie zawsze jest on w żelatynowej otoczce. Jedna z największych firm produkujących suplementy skończyła z produkcją otoczek z innego materiału. Nie znalazłem na polskim rynku innych, a spożywanie tego bez otoczki jest dla osób chętnych doznań :) Kolejnym jest DAA. Nie jestem w stanie nic na ten temat powiedzieć gdyż mam obawy co do brania specyfików bezpośrednio oddziałujących na mózg. Bardzo popularne jest ZMA , które jest niczym innym jak mieszanką magnezu, witaminy b6 i cynku. Są jeszcze jakieś wynalazki jak maca ale nigdy nie próbowałem.
  • Multivitamina – niestety przy dużym wysiłku mamy zwiększone zapotrzebowanie na różne składniki, dlatego, aby nie czuć problemów, musimy to uzupełniać.
Jest wiele innych sposobów np. ostatnio wpadły mi w ręce batoniki firmy RAWFOODS Polska. Tzn. batoniki to może się okazać za mocne słowo dla kogoś kto jest przyzwyczajony do tradycyjnej formy, bo te są trochę miękkie. Ciężko mi cokolwiek powiedzieć o efektach długotrwałego użytkowania, ale zjadłem jeden Lifebar z białkiem konopnym rano, jeden przed treningiem Raw Organic Food Bar Omega 3 -Flax i jeden Raw Organic Food Bar Protein po treningu, nie odnotowując spadków energii więc jakby zadziałało. Sam smak dobry. Według mnie przypomina mokry piernik z konfiturą tyle, że mniej korzenny.

No i podstawowa zasada. NAJPIERW JEDZENIE, POTEM SUPLEMENTY, a nie na odwrót:)

I oczywiście jak to mawiał komputer pokładowy: Drink plenty of fluids. Hydration aids muscle mass.

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Co jedli gladiatorzy - zboża, warzywa i chleb pompejski.

O gladiatorach słyszał pewnie każdy. Śmiem wysnuć tezę, że większość dzięki hollywoodzkim superprodukcjom, a nie książkom historycznym. Pół biedy jeśli było to dzieło Stanleya Kubricka o powstaniu niewolników wywołanym przez jednego Bułgara(?). W tym wypadku mamy przynajmniej za sobą kawał dobrego kina.
Gorzej jeśli jest to film, który zasłynął tym, że pod względem pomyłek przy kręceniu zajmuje trzydziestą pozycję na świecie. Jeżeli już ktoś szuka wiadomości na temat życia gladiatorów z telewizji to najbliższy, co nie oznacza, że bliski jest serial „Spartakus”. Ma on też dodatkowe walory artystyczne, których mało jest w poprzednich produkcjach :) 
Krótko napiszę o tym, że gladiatorzy nie ginęli wcale w takich ilościach jak się powszechnie sądzi. Dlaczego? Jak napisano w książce Dlaczego piloci kamikadze nosili hełmy? Czyli ekonomia bez tajemnic – Odpowiedź jest prosta. Ekonomia :) 
Skupmy się jednak na diecie. Zanim dojedziemy do sedna przedstawmy może tło. Zacząć należy od tego, że dieta Starożytnych Rzymian była uboga w mięso, a wynikało to z faktu, że go po prostu nie było. Tak się nauczyli i tak zostało nawet w momencie, w którym imperium było całkiem spore. Najzwyczajniej w świecie nie byli nauczeni go jeść. Pomijając zakaz zabijania bydła, które były niezastąpione jako narzędzia rolnicze. Żeby było jasne, to nie tak, ze obywatele byli bardzo porządni. Dla nich jedzenie mięsa nie było niczym normalnym. Natomiast zupełnie inaczej sytuacja wyglądała w rzymskiej armii. Tu już dieta takiego żołnierza opierała się na produktach zbożowych, a wszelkie próby zastąpienia energetycznego pieczywa pokarmem, który gnije w jelitach i spowalnia kończyły się protestami. Starożytni mieli swój pogląd na to co było dla nich najlepsze.
Tak dochodzimy do głównego tematu czyli diety sportowej. Życie takiego gladiatora składało się z codziennych treningów uwieńczonych, od czasu do czasu, walką na arenie. W związku z powyższym dostawał on 3 posiłki dziennie złożone głównie z jęczmienia, uzupełnionego ciecierzycą, soczewicą i fasolą z dodatkiem dostępnych warzyw jak marchewka (wtedy nie była czerwona :) ), kapusta, cebula i czosnek. Wszystko to wzbogacone smakiem ziół. Dużo kopru, dzięki któremu, jak sądzono rośnie siła. Jako dodatek był chleb, do popicia woda a na deser owoce. Jest teoria, że wapń uzupełniali pijąc wodę z popiołem, ale inna mówi o tym, że przecież mieli dostęp do fig i maku. 



Postarałem się odwzorować menu takiego gladiatora umieszczając go w dziale zarówno śniadanie, obiad jak i kolacja gdyż o każdej porze jedli praktycznie to samo :) 
kasza pęczak 
ciecierzyca 
soczewica 
kapusta 
marchewka 
cebula 
czosnek 
rozmaryn 
kmin 
koper 



Kaszę moczymy jakiś czas i jak nam trochę napęcznieje to gotujemy. Ciecierzyce też moczymy i dodajemy do gotującej się kaszy. Soczewicę dodajemy, ale nie musimy jej moczyć. Do tej mieszanki dodajemy pokrojone warzywa, a jak już nam zmiękną doprawiamy ziołami. Proporcje wedle uznania z tym że gladiatorzy byli nazywani ludźmi jęczmienia, a to do czegoś zobowiązuje :) 

Podstawowym dodatkiem był chleb. Niestety albo stety nie miał takiej formy jak współczesne chleby. Wynikało to z kiepskiej jakości drożdży, a także grubo zmielonej mąki. Zaowocowało to tym, że chleb może nie był taki wyrośnięty, ale był bardziej wartościowy. Ja zrobiłem chleb pompejski, który nazwę swą zawdzięcza odnalezieniu go wśród gruzów tego miasta.

mąka – jakakolwiek pełnoziarnista 
otręby żytnie lub orkiszowe– imitujące śrutę 
drożdże - dwa razy mniej niż widnieje na instrukcji



woda Drożdże rozpuszczamy w ciepłej wodzie i czekamy aż zaczną pracować. Dosypujemy mąkę, otręby, dolewamy małą ilość zimnej wody i ugniatamy. W miarę potrzeby dolewamy więcej wody. Ciasto powinno być zwarte i nie lepić się zbytnio do rąk. Formujemy kołacz i nacinamy go lekko, żeby się lepiej łamało. Co do grubości placka to pamiętajmy, że prawie nie urośnie. 

A na deser obowiązkowo figi. Suszone też były praktykowane ;)
Domowe pieczywo i bułki

wtorek, 26 listopada 2013

Wywiad z trenerem MMA i boczniaki w cieście chrzanowym.

Co ma sport do wesela? Jest akcja - zaplanowane wesele czyli olaboga jak ja wypadnę przed wszystkimi :) Patrzy taki człowiek w lustro i czasem nie jest zadowolony z tego co widzi. Zaczyna myśleć co by tu zrobić, aby poprawić istniejący stan rzeczy. Co ja zawsze powtarzałem moim koleżankom z pracy - NIE MA DIETY CUD. Trzeba się ruszać. Jednym z przyjemniejszych sposobów, choć nie najprzyjemniejszym :) jest sport. Istnieje jednak prawdopodobieństwo, że zajawka zostanie na dłużej, a jak już trenować to coś użytecznego. Literatury na temat biegaczy i kulturystów vege jest w sieci sporo. Tym wywiadem określam cykl porad dotyczących treningów sportów walki (nie mylić ze sztukami walki, jak ktoś nie wie jaka jest różnica to weyjaśnie :) ) i diety wegańskiej, bo w tym temacie nie ma w Polsce za wiele informacji.

Z serii gladiatorzy czyli uprawiający wyczynowo sporty walki i jednocześnie obalający mit, że nie da się bez mięsa. Zresztą nie tylko ten mit :)


Zacznijmy standardowo żeby czytelnicy wiedzieli z kim mają do czynienia. Przedstaw się. Co robisz i jakie masz osiągnięcia w sporcie?

Nazywam się Arkadiusz Matkowski jestem trenerem Brazylijskiego Jujitsu i MMA. Jakie mam osiągnięcia? 2 razy wygrałem turniej  międzynarodowy hadaka waza MMA, jeden z pierwszych, a w zasadzie chyba pierwszy turniej MMA w Polsce, mistrzostwa Polski południowej w BJJ, później parę jakiś innych turniejów, jakieś inne turnieje full contactowe. Nie pamiętam, bo to było jakiś czas temu. Od jakiś sześciu czy siedmiu lat nie startuję. Prowadzę tylko klub jako trener. 

Jaki jest Twój staż treningowy i jak to przebiegało?

Bardzo późno zacząłem trenować sztuki walki, bo mniej więcej w wieku lat dwudziestu i zacząłem od jakiś takich dziwnych dziwności jak karate, teakwondo i inne rzeczy. Dopiero gdzieś w wieku 25-26 lat zacząłem trenować efektywnie sporty grapplingowe przez zapasy po początki Brazylijskiego Jujitsu i później boks. Od 2007 mam purpurowy pas w BJJ.

Od kiedy nie jesz mięsa?

Jak policzyliśmy przed chwilą z kolegą, od ósmej klasy szkoły podstawowej czyli od 19 lat.

Pewnie wszyscy, którzy będą czytać ten wywiad  będą ciekawi czy w związku z tą dietą nie odczuwasz niedoborów budulca mięśniowego jakim jest białko?

Ja zawsze byłem osobą szczupłą, żeby nie powiedzieć chudą, z racji genetyki po rodzicach. Nie odczuwam żadnych niedoborów. Jak wszyscy chudzi, którzy chcieli być troszkę ciężcy , jak reszta moich kolegów, w pewnym wieku musiałem wziąć sterydy. Po to, aby będąc z 64 kg bić się w kategorii 73 kg gdzie wygrywałem wiele turniejów full contactowych.

A siła?

Siła? Zawsze byłem jednym z zawodników, tak bynajmniej mnie uważano, bardziej siłowych. Chociaż na technikę nie narzekam mimo, to zawsze uważano mnie za siłowego zawodnika. Przy wadze 72 kg moim najlepszym wynikiem na sztangach na klatkę piersiową było 140 kg w ostatniej serii. Klatka piersiowa to chyba mój najsłabszy mięsień. Zawsze grzbiet miałem silniejszy od klatki.

Jak oceniasz dietę wegetariańską i osiągi sportowców w porównaniu do mięsożerców?

Nie znam za wielu sportowców, którzy mieli taką dietę. Z tymi, z którymi się spotykałem gdzieś podczas turniejów, to zawsze mieli dobre wyniki. Jak oceniam? Nie oceniam w ogóle. Wcześniej zacząłem nie jeść mięsa niż trenować sporty walki więc nie mogę stwierdzić czy jeżeli jadłbym mięso miałbym lepsze wyniki czy gorsze. Natomiast uważam, że nie ma to chyba większego znaczenia z racji tych wyników które miałem przy mojej wadze. Czuje się dobrze z tą dietą.



Czy miałeś jakieś niedobory czy problemy zdrowotne z racji tego, że nie jadłeś mięsa?

Nie, nigdy nie miałem żadnych niedoborów ani problemów zdrowotnych. Co więcej, miałem zajebistą lekarkę z przychodni, z prawdziwego zdarzenia panią doktor, do której chodzili wszyscy, którzy chcieli się wyleczyć, a nie tylko po zwolnienie. Była pierwszym internistą w szpitalu przy operacjach i była naprawdę kumatą babką. Robiła mi raz na kwartał, raz na pół roku wszystkie badania, łącznie z wątrobówkami, z badaniami krwi, ze wszystkim. Badania wychodziły mi zawsze ponad przeciętną pomimo tego, że nie jem mięsa, a już wtedy nie jadłem mięsa jakieś 3-4 lata i nie odbiło się to w żaden sposób na moim zdrowiu. Do dzisiaj tak jest. Raczej inne używki i odżywki odbijały się na moim zdrowiu, a nie niejedzenie mięsa.

Czy jako sportowiec musiałeś prowadzić jakoś specjalnie zdrowy tryb życia, gdyż jako nie jedzący mięsa, jak sądzą niektórzy, musiałeś uważać bardziej na pewne rzeczy?

Nie, nigdy nie prowadziłem, zawsze jadłem co popadło. Było to związane, na początku, moją jakąś taką nikłą świadomością diety wegetariańskiej, Na początku moda w ruchu jakimś tam punkowym, jakiś tam ruchów jak FWZ czy inne rzeczy, w które jak byłem młodszy byłem zaangażowany, a później przerodziło się to w jakąś tam świadomość i przyzwyczajenie niejedzenia mięsa. Generalnie jadłem co popadło i tyle ile miałem ochotę poza mięchem i pochodnymi tego mięcha. Zupy też nie jadłem na mięsie :) Oprócz tego imprezowałem jak każdy, który był młody i gdzieś tam kiedyś brał udział w jakiś zjawiskach społeczno-kulturowych, to imprezował, pił wina. Nigdy nie paliłem, jeżeli chodzi o nikotynę. Marihuana się zdarzała :) Natomiast nigdy nie paliłem. Piłem może nie jakoś nałogowo, bo cały tydzień były treningi. Takie weekendowe picie raczej. Cały tydzień treningów, a w weekend impreza.

Czy dieta wegetariańska przekłada się na wyniki sportowe?

Ciężko mi to stwierdzić, gdyż tak jak mówiłem, nie jadłem już mięsa kiedy zacząłem startować. Natomiast nie to jest najważniejsze. Racjonalne żywienie jest bardzo ważne żeby mieć dużo energii do treningu i uzupełniać tą energię, ale najważniejszy jest sam trening, siła woli, charakter i żeby dawać na treningu jak najwięcej z siebie, a nawet jeszcze więcej. Żeby przełamywać się cały czas i po prostu widzieć w tym jakiś cel, i kochać to co się robi. Myślę że z tego wszystkiego jest wynik.

Czy odnotowałeś w związku ze swoją dietą jakieś dysfunkcje związane ze spadkiem libido?

Nie, nigdy nie odnotowałem takich dysfunkcji związanych z dietą. Nie będę się na ten temat wypowiadał. Bardziej z racji tego, że siedzi moja żona obok i słucha, i bardzo by chciała chyba usłyszeć od czasów jak nie jem mięsa historii tego całego zdarzenia. Jest to 19 lat, ja jestem w związku małżeńskim od lat ilu?...Trzech? Trzech chyba :) więc nie odnotowałem.  Zajebista dieta generalnie jeśli chodzi o takie rzeczy. Generalnie jeżeli chodzi o libido, czy kondycję to wpływa na to, czy uprawiamy jakiekolwiek sporty i czy pracujemy nad naszym organizmem wydolnościowo. Myślę, że to jest metoda. Jest to udowodnione, że jest to metoda. Kardio i stały wysiłek w ciągu dnia powoduje to, że organizm może więcej.

Chciałbyś dodać coś od siebie? Jakieś rady?

Tak, chciałem dodać radę taką, że każdy powinien mieć dietę taką jaka mu się podoba, jaką czuje, ze jest dla niego dobra. Nie jem mięsa od 19 lat, uważam, że jest to OK. Jestem przyzwyczajony do tego wszystkiego. Natomiast jeśli ktoś tego nie czuje niech tego nie robi. Niech robi to co czuje i to co chce robić. Każdy wybiera taką dietę jaka mu pasuje. Dla mnie ta dieta jest obiektywna i uważam, że jest bardzo fajna. Nigdy nikogo nie zachęcałem do wegetarianizmu, ani od niego nie odwodziłem. I tyle. Róbcie to co uważacie za stosowne i tak jak wam jest dobrze w życiu i tak jak się dobrze czujecie.

To jeszcze na koniec daj jakiś przepis.

boczniaki
jakaś mąka
sól
pieprz
majeranek
dużo tabasco
słoiczek chrzanu
kasza manna

Z mąki i wody robimy gęste, ale lejące się ciasto. Dodajemy przyprawy i słoiczek chrzanu. Moczymy w nim boczniaki i panierujemy w kaszy. Smażymy na głębokim oleju. Najlepsze z piwem :) 

Dzięki

Dzięki

Męski Lunch

niedziela, 17 listopada 2013

Biblia a wegetarianizm i miska soczewicy

Specjalnie dla moich fanów, którym bardzo podobał się ostatni wpis (o czym świadczą statystyki wejść), w podzięce za prosty zabieg marketingowy, dzięki czemu mój blog urósł do roli zakazanego owocu :) Nie mogę powiedzieć, żebym długo się zastanawiał jaka tematyka Was zainteresuje :)

Czy Biblia zakazuje jedzenia mięsa? Jedni twierdzą, że tak powołując się między innymi na Ewangelię wg św. Mateusza interpretując to jako zakaz zabijania zwierząt: A Król im odpowie: Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili (Mat. 25:40) lub  Widząc to, faryzeusze mówili do Jego uczniów: Dlaczego wasz Nauczyciel jada wspólnie z celnikami i grzesznikami? On usłyszawszy to, rzekł: Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Idźcie i starajcie się zrozumieć, co znaczy: Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary. Bo nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników (Mat 9:11-13) albo  i nie pozwolił, żeby kto przeniósł sprzęt jaki przez świątynię. Potem uczył ich mówiąc: Czyż nie jest napisane: Mój dom ma być domem modlitwy dla wszystkich narodów, lecz wy uczyniliście z niego jaskinię zbójców. (Mk 11:17) sugerując, że w oryginale było napisane „morderców”.

Przeciwnicy odbijają piłeczkę powołując się na Jeremiasza To mówi Pan Zastępów, Bóg Izraela: Dodawajcie wasze ofiary całopalne do waszych ofiar krwawych i spożywajcie mięso! (Jr 7:21) lub Widzi niebo otwarte i jakiś spuszczający się przedmiot, podobny do wielkiego płótna czterema końcami opadającego ku ziemi. Były w nim wszelkie zwierzęta czworonożne, płazy naziemne i ptaki powietrzne. Zabijaj, Piotrze i jedz! - odezwał się do niego głos. O nie, Panie! Bo nigdy nie jadłem nic skażonego i nieczystego - odpowiedział Piotr. A głos znowu po raz drugi do niego: Nie nazywaj nieczystym tego, co Bóg oczyścił. Powtórzyło się to trzy razy i natychmiast wzięto ten przedmiot do nieba. (Dz 10: 11-16)

Nie wiem jak jest, bo na przestrzeni wieków Biblia była interpretowana wiele razy przez specjalnie powołanych do tego wielkich mędrców, których myślenie zależało od sytuacji politycznej, a co miało na pewno wpływ na tłumaczenie. Wiem za to, że zakazuje ona nadmiernego okrucieństwa wobec zwierząt. Prawy uznaje potrzeby swych bydląt, a serce nieprawych okrutne. (Prz 12:10), Lecz On im odpowiedział: Kto z was jeśli ma jedną owcę, i jeżeli mu ta w dół wpadnie w szabat, nie chwyci i nie wyciągnie jej?  O ileż ważniejszy jest człowiek niż owca! Tak więc wolno jest w szabat dobrze czynić.(Mt 12:11-12), Jeśli ujrzysz, że osioł twego wroga upadł pod swoim ciężarem, nie ominiesz, ale razem z nim przyjdziesz mu z pomocą.(Wj 23:5), Nie zawiążesz pyska wołowi młócącemu (Pwt 25:4) Wątpię jednak czy było to spowodowane normami etycznymi raczej kwestiami praktycznymi. Podobnie jak zakaz uboju bydła w Starożytnym Rzymie, gdzie służyło ono jako siła robocza.
Niemniej jednak część historyków jest zdania, że niektórzy apostołowie oraz Jezus mogli nie jeść mięsa, ale tylko ze względu na skromne życie. Jedli natomiast ryby.
Więc jakby sprawa niejedzenia mięsa na ziemi nie jest taka ciekawa i nie duszukiwałbym się takich zapisów w biblii, a przynajmniej w tej, z którą obecnie mamy do czynienia aleeeee. No właśnie. Jest jedno „ale”.  I rzekł Bóg: Oto wam daję wszelką roślinę przynoszącą ziarno po całej ziemi i wszelkie drzewo, którego owoc ma w sobie nasienie: dla was będą one pokarmem. A dla wszelkiego zwierzęcia polnego i dla wszelkiego ptactwa w powietrzu, i dla wszystkiego, co się porusza po ziemi i ma w sobie pierwiastek życia, będzie pokarmem wszelka trawa zielona. I stało się tak. (Rdz 1:29-30) Pokarm pochodzenia roślinnego był spożywany w raju więc jakby jest on czymś idealnym. Spotkałem się nawet ze stwierdzeniem, że mięso jest za karę. Choć nie wiem jak je traktować. Ktoś może stwierdzić, że weganie są grupą wybraną, która pójdzie do raju, ale doradzam w tej kwestii rozsądek i powściągliwość :)

Przydałoby się jakieś danie. Wybór padł na zupę z soczewicy.
Gdy pewnego razu Jakub gotował jakąś potrawę, nadszedł z pola Ezaw bardzo znużony i rzekł do Jakuba: Daj mi choć trochę tej czerwonej potrawy, jestem bowiem znużony. Dlatego nazwano go Edom. Jakub odpowiedział: Odstąp mi najprzód twój przywilej pierworodztwa! Rzekł Ezaw: Skoro niemal umieram [z głodu], cóż mi po pierworodztwie? Na to Jakub: Zaraz mi przysięgnij! Ezaw mu przysiągł i tak odstąpił swe pierworodztwo Jakubowi. Wtedy Jakub podał Ezawowi chleb i gotowaną soczewicę. Ezaw najadł się i napił, a potem wstał i oddalił się. Tak to Ezaw zlekceważył przywilej pierworodztwa. (Rdz 25: 29-34)
Miska to prawdopodobnie zupa. Stała się ona symbolem czegoś o nikłej wartości za co oddaje się coś bardzo wartościowego. Powstało nawet polskie przysłowie „Dać dupy za talerz zupy”.

czerwona soczewica
cebula
marchewka
kolendra
gałka muszkatołowa
sól


Generalnie zasada gotowania wtedy była taka, że gotujemy wszystko razem i dosypujemy przypraw :) Zapisy sugerują, że powinno być to w miarę geste.