wtorek, 31 grudnia 2013

Sposób węgierski - noworoczna zupa

Wesele, to nie tylko przygotowania i zabawa, ale także konsekwencje :) Jest ich wiele, mniej lub bardziej przyjemnych, ale skupmy się na tych związanych z nadużyciem tzw. "eliksiru tańca". Tyle jeśli chodzi o genezę powstania menu na kaca. Mam nadzieję, że wyjaśniłem to wystarczająco, żeby nie musieć tłumaczyć dlaczego tak jak to było w przypadku menu sportowego :)
Sposoby na kaca są różne, w różnych częściach świata i postaram się przytoczyć tu dania, które różni ludzie z takich czy innych względów uważają za najlepsze.

Z racji tego, że jutro nowy rok, zacznę od noworocznej zupy, która jest w zasadzie fuzją dwóch węgierskich zup. Właściwie to jest fuzją zup z całego regionu Europy. Kiedyś oglądając pewien program kulinarny dowiedziałem się, że na Węgrzech jada się w nowy rok taką właśnie zupę z charakterystyczną dla tego kraju zasmażaną papryką. Kopiąc głębiej dowiedziałem się, ze nie tylko na Węgrzech, ale w okolicy. Nie ma w tym nic dziwnego, gdyż kiszona kapusta ma zbawienny wpływ na organizm po imprezie. Często Węgrzy jedzą też zupę z soczewicy, która ma symbolizować monety, a one z kolei pomyślność w nowym roku. Zresztą soczewica, ze względu na minerały też dobrze działa. Tak połączyłem dwie zupy.

Wybór kapusty na pierwszą pozycję z menu jest również uzasadniony z innego względu. Dobroczynny wpływ kapusty w tej kwestii znali już starożytni. Według legendy, założyciel ustroju w Sparcie, który zapoczątkował szkolenie chłopców na wojowników, był w winnicy u samego Dionizosa i jak na tego typu człowieka przystało upił się za mocno i zaczął zachowywać się niestosownie :) Bóg związał go za pomocą winorośli i dał nauczkę obdarowując kacem. Po takim darze nawet taki twardziej jak Likurg się załamał i uratował się kapustą, która zresztą powstała z jego łez. Także jak widać na kaca nie ma mocnych :)

4 duże cebule
50 g słodkiej papryki w proszku
1,5 kg kiszonej kapusty
4-5 l wody
pół szklanki czerwonej soczewicy
kolendra i inne ulubione przyprawy


Cebulę kroimy w drobną kostkę i podsmażamy. Dosypujemy papryki i dalej smażymy, aż powstanie nam coś na kształt czerwonej zasmażki. Dodajemy to do wody i gotujemy. Dodajemy pokrojoną kapustę razem z sokiem i gotujemy do miękkości. Dosypujemy soczewicę i gotujemy aż zmięknie. Jak wszystko zrobiliśmy dobrze to zupa będzie kwaśna i czerwona :)



poniedziałek, 30 grudnia 2013

Co jeść w Siedlcach i okolicy.

Tym razem wywiało mnie do Siedlec, a właściwie obok, gdzie byłem zobowiązany spędzić tydzień, także nie ma co się zadowalać półśrodkami i trzeba sobie było ogarnąć jakąś bazę żywieniową, a o tą nietrudno choć można się naciąć :) Ale o tym jeszcze wspomnę.
Zacznijmy od początku. Droga nie najlepsza, ale biorąc pod uwagę porę roku i tak było przyzwoicie. W porze obiadowej zatrzymałem się w miejscu, w którym zazwyczaj stoją panie do usług specjalnych, które ze względu na brak zadaszenia było w tym momencie wolne po to, aby zjeść podróżny posiłek składający się z:

kasza jaglana
masło orzechowe
figi suszone
owoc granatu


Przepis prosty. Kaszę gotujemy. Wrzucamy do pojemnika i dodajemy masło orzechowe. Figi kroimy w kostkę i też dodajemy. Granata kroimy na pół i wywracamy na drugą stronę, żeby nam było łatwiej wyciągnąć miąższ. W innym przypadku trochę chlapie. I tak mamy bazę jaka jest kasza jaglana, uzupełniona masłem i figami, i żeby nie było takie mdłe dodajemy granata. W podróży idealne.

Nie byłbym sobą jakbym nie zajechał na obiadokolację do znanego mi już baru w Grójcu mieszczącego się na samym rynku. Jeśli ktoś chce poczuć egzotykę tzn. dokładnie tak jak w miejscu, z którego wywodzi się to jedzenie to koniecznie musi tam pojechać. Ten szyld świecący to właśnie ten lokal.


Największym plusem tego miejsca jest kilka pozycji z tofu w menu no i wspomniany klimat wschodu. Czyli kuchnia blisko stołów, toaleta jak w PKP, na ścianach jakieś kartki z informacjami ad. obsługi nietrzeźwych z pozaginanymi rogami, pochlapane jedzeniem, widelce plastikowe rączkami w dół, oczywiście jakieś specyficzne ozdoby i dopełnieniem tego klimatu jest lodówka PEPSI :) Jak ktoś oglądał "Kickboxera" z słynnym wtedy, ale i ostatnio Van Dammem to wie o co chodzi :) Co tu gadać. Lubię to miejsce :)

Same Siedlce przywitały mnie bardzo ciekawym pomysłem jakim jest choinka ze śmieci. Może nie wygląda tak ładnie jak naturalna, ale niewątpliwie była dużo tańsza i i problem z odpadami rozwiązany na jakiś czas. Pomysł wzbudza co prawda wiele kontrowersji, bo święta, odkąd się stały świecką tradycją, muszą być kojarzone z przepychem, ale mi się podoba :)


W samym mieście do zwiedzania jest niewiele. Rzuca się w oczy ogromny ruch w centrum. Moim zdaniem zagęszczenie większe niż w Warszawie, a jeśli chodzi o miejsca do parkowania, to porównywalnie :) Oprócz tego sporo osób nosi noże w kiszeniach, co rzuca się w oczy bardziej niż im się chyba wydaje :)
Moim zdaniem najlepszy budynek w mieście to ten klimatowy bank. Kojarzy mi się ze starymi kryminałami. Tylko ktoś go zepsuł szyldem więc wymazałem i wstawiłem lepszy :)


Drugi ciekawy budynek, a właściwie kompleks, mieści się zaraz na przeciwko. Widząc ten układ od razu pomyślałem o gangu Olsena :)


Jest nawet ciekawy kompleks parkowy z pomnikiem łosia i zbiornikiem wodnym. Tzn. byłby ciekawszy gdyby nie:
 - pora roku
 - pora dnia
 - Ustawa z dnia 26 października 1982 r. o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi
Choć jestem przekonany, że rozwiązuje problem braku toalet w galeriach handlowych.


Oprócz tego w okolicy równie ciekawa tradycyjna zabudowa.


Ale żeby nie było, jest również coś dla moich największych fanów.


No ale do rzeczy czyli o samym jedzeniu. Kiedy wpiszemy w google hasło "bar wegetariański siedlce" pojawia nam się na pierwszym miejscu jakaś pozycja, której nazwa nawet wskazuje, że to właściwe miejsce. Niestety. Nie jest. Generalnie nie wiem czy to zabieg marketingowy czy przypadek, że wyskakuje właśnie ten bar, ale równie dobrze każdy możemy nazwać barem wegetariańskim w myśl zasady wegetariański = posiadający w swoim menu dania bezmięsne. Z tym, że pewność mamy wtedy tylko co do samych kawałków mięsa. No w każdym razie poczułem się oszukany i zrezygnowałem :)

W samym centrum zaraz koło sklepu z dewocjonaliami jest pewien portal obfitości :)


Po przekroczeniu mamy do wyboru po prawej falafle, po lewej tofu w różnych konfiguracjach :)

Oprócz tego byłem też w restauracji japońskiej. Można tam kupić wegańskie sushi. Tu pewna miła pani ubrana w górę od Gi koloru czarnego (sam mam czarne :) ) postanowiła zrobić wyjątek i pomieszać mi różne opcje. Z marynowaną rzepą i ogórkiem z sezamem. Za co jestem wdzięczny i pozdrawiam. Zjadłem w miejscu zakwaterowania popijając pszenicznym piwem, bo nie znalazłem ryżowego o tej porze roku :)


A jak już jeść kisiel najlepiej to najlepiej smakuje w Kisielanach :)


W drodze powrotnej jeszcze tylko na chwilę do Warszawy co by obejrzeć pomniki gladiatorów. Dwa w Łazienkach.
Ten. Niezbyt widoczny ze względu na trwające tam roboty.

I ten.


A także ten, znajdujący się w Ujazdowskim. Znany wcześniej z podróży do Krzeszowic.


Wypadałoby coś zjeść. Tylko teraz zapytałem kolegi gdzie najlepiej, a trzeba przyznać, że zna się na rzeczy i ma świadomość zarówno mojego gustu nie tylko co do samego jedzenia, ale i klienteli jak i pojemności portfela. Dlatego polecił mi mały bar z kuchnią dalekiego wschodu mieszczący się na przeciwko całego rzędu sex shopów, który wśród innych sąsiednich wyróżnia się wielkim napisem Kuchnia Wegańska (chyba :)) I tam zamówiłem sobie takie coś. Całkiem smaczne.


No i rzecz najlepsza z każdej wyprawy. Łupy!


Ręcznie robione cukierki, marcepan i imbir w czekoladzie. Do tego lokalny keczup i paluszki w czekoladzie zakupione w jakimś małym markecie. No i jeszcze Rittery, bo przecena w hipermarkecie była :)


Podróżuj i jedz zdrowo!

sobota, 21 grudnia 2013

Ciastka fitness

Taka zwyczajowa nazwa, obojętnie jak głupia, ale przynajmniej wszyscy wiedzą o co chodzi. Równoczesny chwyt marketingowy dla rzeczy, które nie ważne jak bardzo są niezdrowe, kupowane są przez "zwolenników" zdrowego żywienia, zwłaszcza tych, którzy wierzą, że tak oznaczone rzeczy spowodują spadek wagi. Bo przecież nie ruch :)


płatki owsiane
margaryna
płatki kukurydziane
bakalie
glukoza


Margarynę topimy, dodajemy glukozy i wsypujemy płatki tyle, żeby było gęste. Ewentualnie możemy regulować gęstość płatkami kukurydzianymi. Dodajemy jeszcze bakalie dla wzbogacenia. Kładziemy na papier do pieczenia i wstawiamy do piekarnika nagrzanego na 180 stopni. Jak się zarumienią to wyjmujemy.

piątek, 20 grudnia 2013

Copa śląska

To taka trochę babka ziemniaczana tylko, że dopełnieniem mdłego smaku ziemniaków są kwaśne śliwki. Zapewniam Was, że smakuje to bardzo ciekawie. Kuchnia śląska obfituje w dania treściwe, co było spowodowane specyfiką życia w tym rejonie. Nie zapominajmy, że kiedyś podczas pracy wydobywczej używało się mięśni znacznie częściej niż teraz, dlatego takie danie ma doskonałą rekomendację :)

1 kg ziemniaków
5 czubatych łyżek mąki
2 łyżki mąki z pestek dyni
pół kostki wędzonego tempehu
woreczek kaszy gryczanej
0,5 kg śliwek węgierek
łyżeczka proszku do pieczenia
cebula
przyprawy


Ziemniaki obieramy i miksujemy lub trzemy na tarce o drobnych oczkach. Kaszę gotujemy. Tempeh kroimy w kostkę. Cebulę kroimy w drobną kostkę i podsmażamy. Mieszamy wszystko razem plus pozostałe składniki oprócz śliwek. Wkładamy masę do formy. Możemy ją wcześniej natłuścić i posypać bułką tartą. Śliwki myjemy, usuwamy pestki i układamy na wierzchu. Wkładamy formę do nagrzanego na 180 stopni piekarnika i pieczemy ok 45 min. Po włożeniu do ciasta patyczka nic nie powinno się za nim ciągnąć :)

czwartek, 19 grudnia 2013

Krwisty burger w bojowej bułce

Wiadomo, że jak równać to do pierwszego. No i pierwszym i najlepszym, zwłaszcza po upadku żelaznej kurtyny, jest Wielki Brat z za oceanu. Mają tam wszystko co najlepsze i nawet jak coś jest tam złe to i tak lepsze niż nasze. Pewnie dla tego tak wielu ludzi z naszego kraju z ochotą oddaje życie w imię "Hameryki". Dlatego też kiedy w pewnym 100 tysięcznym miasteczku otworzyli pierwszą restaurację (?) pod Żółtymi Łukami ludzie czekali na otwarcie już od nocy, a był to czerwiec więc jakoś wytrzymali. Miłość do USA w narodzie została, ale do tego jeszcze wielu chce się pochwalić czymś wyjątkowym. Wyjątkowość może polegać na ilości wydanych pieniędzy, bo przecież nie każdy ma ich w nadmiarze i stąd taka popularność budek, bo wiele osób chce sobie podarować odrobinę luksusu, z czego doskonale zdają sobie sprawę właściciele owych przybytków. W ekonomii takie zjawisko nazywamy "efektem snoba" co w połączeniu z miłością do ojczyzny (niekoniecznie własnej) tworzy popęd prawie tak silny jak libido.
W każdym razie jakby ktoś chciał do sprawy podejść racjonalnie czyli przekonać się na własnej skórze jaki to smak bez przepłacenia to służę przepisem. Przez racjonalny mam na myśli skupiający się na istotnych rzeczach jak smak i wartości odżywcze zamiast subiektywnego poczucia wyjątkowości. Parafrazując hasło znane maniakom filmów puszczanych na prywatnych kanałach telewizyjnych: "Jeśli nie czuć różnicy to po co przepłacać" :)

bojowa bułka
której bojowość opiera się na wyglądzie przypominającym wojskowe kolory maskujące :)
 mąka pełnoziarnista
woda
drożdże
spirulina
sól
czarnuszka

krwisty burger
którego krwistość opiera się na kolorze :)
kasza jaglana
czosnek
cebula
burak
mak
kasza gryczana nieprażona
przyprawy
siemię lniane

dodatki
sałata
pomidor
roszponka
ogórek świeży
kiełki fasoli - to generalnie wypada i nie poprawia smaku, ale poprawia wygląd :)
cebula czerwona




Drożdże rozrabiamy w ciepłej wodzie, dosypujemy trochę mąki i czekamy chwilę. Wlewamy do miski dosypujemy mąki, dolewamy wody i ugniatamy ciasto. Dodajemy spirulinę, czarnuszkę i trochę soli. Odstawiamy w ciepłe miejsce aż trochę urośnie. Formujemy bułki i wkładamy do piekarnika nagrzanego na 180 stopni. Wyciągamy jak się zarumienią.
Kaszę jaglaną gotujemy według przepisu na opakowaniu tak, żeby była bardzo gęsta. Osobno gotujemy kaszę gryczaną. Cebulę kroimy w małą kostkę. Buraka miksujemy z czosnkiem i siemieniem lnianym. Wszystko ze sobą mieszamy i formujemy burgery, które smażymy.
Bułkę kroimy na pół. Wkładamy burgera i dodatki w dowolnej konfiguracji. Nawilżamy całą konstrukcję jakimś sosem choćby keczupem i wcinamy.

środa, 18 grudnia 2013

Falafle z tabbouleh

Czyli to co bywalcy fast foodów lubią najbardziej z typowym dodatkiem, a przynajmniej typowym w miejscu pochodzenia. Burząc wyobrażenie, niczym o fioletowej krowie, że najbardziej typowym dodatkiem jest szatkowana kapusta :)
Danie starsze niż islam i chrześcijaństwo, starsze nawet niż zaratusztrianizm i judaizm :)
Prawdopodobnie danie pochodzi ze starożytnej Mezopotamii, Arabii czyli z krain leżących na zachód od Mezopotamii i Egiptu. Nie psuło się tak szybko w wysokiej temperaturze.
Generalnie mieszanie pomidora i ogórka nie jest wskazane, ale jest pewien tajny sposób :)

falafle

ciecierzyca
szczypiorek
kolendra
czosnek
chilli
banan
sezam

tabuli

kaszka kuskus
ogórek świeży
pomidory
pietruszka
cytryna
oliwa


Ciecierzyce moczymy przez całą noc. Odsączamy wodę i miksujemy z bananem. W zasadzie banan nie jest wymagany, ale lepiej się klei i ma ciekawy smak. Poza tym ja lubię banany :) Dodajemy przyprawy  posiekany czosnek i szczypiorek i mieszamy. Formujemy kotleciki, które panierujemy w nasionach sezamu i smażymy.
Kuskus zalewamy wrzątkiem według opisu na opakowaniu. Pomidory kroimy w kostkę, polewamy oliwą i mieszamy. Z ogórkiem robimy to samo. Dodajemy kuskus, pietruszkę i ogórka. Doprawiamy sokiem z cytryny i ulubionymi przyprawami.

niedziela, 15 grudnia 2013

Fish and chips zupełnie inaczej

Dziś tak niedzielnie. W niedziele z racji tego, że czasu więcej to i obiady są bardziej wykwintne, a co najmniej bardziej pracochłonne. W większości domów ubija się schabowego, a w niektórych częściach kraju rolady. Ryba co prawda raczej w piątki chyba, że na pomorzu. Technicznie rzecz biorąc weganie poszczą codziennie o ile dla kogoś jest ważny aspekt religijny.
Przepis znalazłem dawno temu o tutaj od tej pory używam i trochę zmodyfikowałem :)

duży seler
mąka
przyprawa do ryb
spirulina
boczniaki
bataty
kiszona morska kapusta
marchewka
cebula
cukier
pieprz
sól
musztarda
sztuczny miód


Seler obieramy i kroimy w plastry grubości 1 cm i gotujemy w wodzie z dodatkiem soli i spiruliny. Byle nie za dużo jednego i drugiego bo i smak nie ten i nawet belona nie jest aż taka ciemna :)
Z mąki i wody robimy gęste ciasto, które przyprawiamy przyprawą do ryb. Moczymy w nim seler i smażymy.
Boczniaki i bataty kroimy w paski i smażymy.
Marchewkę trzemy na małych oczkach, a cebulę kroimy w małą kostkę. Mieszamy to z kapustą i doprawiamy solą, cukrem i pieprzem. Najlepiej zrobić to trochę wcześniej żeby się przegryzło.
Zostaje nam jeszcze sos. Mieszamy musztardę i miód w stosunku 1 do1.

sobota, 14 grudnia 2013

Crepes z quinoa i masłem orzechowym

Crepes czyli francuskie cienkie naleśniki z nadzieniem. Produkowane od dawna, ale od niedawna z białej mąki. Barierą oczywiście była cena. Jeszcze 100 lat temu mąka pszenna była zarezerwowana tylko dla bogatych, dlatego początkowo były robione z mąki gryczanej, nazywanej wtedy czarną pszenicą.
Jest tam taki zwyczaj na 2 lutego. Smażą tam naleśniki trzymając w ręce, której piszą monetę, a w drugiej patelnie. Jeśli uda im się przerzucić naleśnika samą patelnią to oznacza to pomyślność na cały rok dla całej rodziny.
Nadzienie idealne dla sportowców. Quinoa to najlepsze źródło składników jakie weganie mogą sobie zażyczyć. Nie tylko jeśli chodzi o białko, ale także węglowodany i tłuszcze.
Do tego ciasto samych naleśników wzbogacone wysokobiałkową mąką z pestek dyni, z której co prawda nie da się robić naleśników, ale nadaje się jako dodatek.

mąka pszenna pełnoziarnista
mąka z pestek dyni - max. łyżka
masło orzechowe
quinoa
margaryna
cukier
rum
sztuczny miód


Z mąki i wody robimy ciasto naleśnikowe. Smażymy całą górę naleśników. Quinoę gotujemy, odsączamy i mieszamy z masłem orzechowym. Kładziemy nadzienie na ćwiartkę naleśnika i składamy go na pół i jeszcze raz na pół. Na patelni topimy margarynę i sypiemy cukier. Smażymy jakiś czas aż się rozpuści i smażymy na tym 4 złożone naleśniki. Polewamy rumem, jeszcze na patelni jeśli chcemy się popisać flambirowaniem, albo na talerzu i podajemy podpalone. Do jedzenia polewamy miodem.

Naleśniki w każdej postaciQuchnia pełna Quinoa 2

piątek, 13 grudnia 2013

Kanapka Ruben

Teorii na temat pochodzenia tego dania jest wiele. Nie wiadomo, która jest prawdziwa, ale te główne są zgodne w pewnych kwestiach. Pierwsza to taka, że przepis powstał w USA. Druga to taka, że nie ma nic wspólnego z biblijnym bohaterem. Choć idę o zakład, że znalazłbym całkiem sporo osób gotowych bronić tego powiązania z bronią w ręku i szaleństwie w oczach :)
Podobnie jak teorie dotyczące kanapek w ogóle. Dla przykładu idol uważających się za wrażliwsze i bardziej ogarnięte licealistek, Woody Allen wysnuł luźną tezę, że były one wynikiem ponad dwudziestoletnich badań Lorda Sandwich przy wyraźnym wpływie takich filozofów jak Hume czy Wolter. Taka ciekawostka nie mająca prawdopodobnie nic wspólnego z rzeczywistością, a już w ogóle z sympatią do twórcy tej teorii, którego owoce pracy uważam za dobre, poprawne, ale w żaden sposób się nimi nie zachwycam :)


bułka żytnia
kiełbasa pszeniczna wędzona
morska kiszona kapusta
majonez postny
musztarda


Bułkę kroimy na dwie połówki. Na jedną połówkę kładziemy plastry kiełbasy. Majonez mieszamy z musztardą i taką pastą smarujemy naszą wędlinę. Kładziemy na to wszystko kapustę i przykrywamy drugą połówką. Niektórzy są zdania, że wędlina, a nawet i bułka powinny być ciepłe, ale zapewniam, że na zimno też jest smaczne. Pewnie niektórzy robili już takie kanapki, ale nie sądzili, że to Ruben, co jest bardzo prawdopodobne zważając jakie to proste :)

czwartek, 12 grudnia 2013

Moje bento sportowe

Czyli takie coś co zabieram do pracy, na wyjazdy bo zawsze można zjeść nie mając specjalnych warunków, a jednocześnie wystarczająco wartościowe aby przed treningiem dało mi wystarczającą ilość składników. Wiem, że źle wygląda, ale tak jak w sportach walki, w przeciwieństwie do sztuk walki, chodzi o skuteczność, a nie o formę, tak w posiłku dla sportowca chcemy mieć zbilansowany posiłek, w miarę smaczny.


pół szklanki nasion amarantusa
banan
 łyżka kakao
2 łyżki pestek z dyni


Amarantusa gotujemy i odsączamy. Banana kroimy w plasterki. Wszystko ze sobą mieszamy i umieszczamy w pudełku. Możemy dodać też trochę rodzynek do smaku. Amarantus to tylko propozycja, bo róenir dobrze możemy użyć czego innego jak i innych dodatków smakowych.

Podróżuj i jedz zdrowo!

środa, 11 grudnia 2013

Baked beans na czerwono

Danie pochodzące z  wielkiej ziemi obiecanej, miejsca exodusu wielu naszych rodaków. Zakwalifikowane jako drugie śniadanie, dlatego, że jedzą je tam w porze tego właśnie. Zakładając, że jako pierwsze uznajemy kawę. Tu w wersji z fasolą czerwoną, bo bardziej wartościowa. Tak samo jak tam - z puszki, a w zasadzie dwóch. Dobrze zjeść coś ciepłego i treściwego rano.

puszka czerwonej fasoli
puszka krojonych pomidorów
majeranek
ocet


Z czerwonej fasoli usuwamy zalewę wrzucamy do garnka razem z całą zawartością puszki z pomidorami i gotujemy na małym ogniu. Dość długo, aż pomidory się rozpadną. Dodajemy majeranku i typowo angielskiego dodatku jakim jest ocet. Z tym radzę ostrożnie, bo geografia smaków to nie mit. Do tego żeby poczuć angielski klimat obowiązkowo herbata, ale jak ktoś ogląda westerny to wie, że prawdziwi mężczyźni piją do tego kawę :)

wtorek, 10 grudnia 2013

Jogurt jaglany

Generalnie miał być shake kokosowy z kaszy jaglanej, ale wyjeżdżając do Krzeszowic oglądać słynny pomnik zapomniałem włożyć go do lodówki i kiedy wróciłem wieczorem miał już inny smak niż rano. W tej sytuacji użyłbym innego smaku niż kokos. Lubię takie przypadki :)

kasza jaglana
budyń
cukier


Kaszę gotujemy tak, żeby trochę pływała. Budyń robimy według przepisu na opakowaniu z tym, że bez mleka i w dwa razy większej ilości wody.  Wlewamy budyń do kaszy, doprawiamy cukrem i miksujemy. Zostawiamy na dzień lub noc w pokojowej temperaturze i to powinno wystarczyć. W sumie to prawie jak buza więc dałoby radę do chałwy :)

Jogurt smakowy domowej roboty

poniedziałek, 9 grudnia 2013

Owsianka śliwkowa

Bogate źródło białka, minerałów, energii, a także podnosi poziom testosteronu. Do tego śliwki co by nie przytyć :) Wzbogacone innymi zbożami bo sam owies to nudy :), ale niezaleznie z jakiego zboża i tak się pewnie będzie nazywało owsianka. Tradycyjnie wygląda wspaniale :)

płatki owsiane błyskawiczne
otręby zbożowe
śliwki suszone
powidła śliwkowe
mleko owsiane w proszku - opcjonalnie
 cynamon




Płatki i otręby zalewamy delikatnie wrzątkiem i czekamy aż nam zmiękną. Jak co to możemy dolać. Dosypujemy tego mleka, albo i nie. Dodajemy pokrojone śliwki. Smak regulujemy powidłami i cynamonem.

niedziela, 8 grudnia 2013

Płatki z mlekiem trochę inaczej

Lubię sobie zjeść płatki z mlekiem. Zazwyczaj kukurydziane i staram się to robić regularnie. Czasem mamy albo mało chęci, albo czasu, albo rano nie czujemy się najlepiej dlatego proponuję wersję ekspres :)

mleko roślinne
płatki śniadaniowe


Mleko i płatki umieszczamy w blenderze i uruchamiamy maszynerię :) Możemy wzbogacić składnikami smakowymi jak owoce, kakao, cynamon itp. Nie blendujemy za długo bo to jednak ma być mleko z płatkami a nie koktajl :) Umieszczamy w szejkerze i pijemy.

Wegański omlet z groszkiem

Przepis znaleziony na opakowaniu z płatkami owsianymi błyskawicznymi przeznaczonym do wyrzucenia :)

szklanka płatków owsianych
pół szklanki mąki
ćwierć łyżeczki proszku do pieczenia (opcjonalnie)
kurkuma
czarna sól
groszek konserwowy
Płatki zalewamy wrzącą wodą żeby zmiękły. Dodajemy mąki i mieszamy. Sól i kurkuma jak przy jajecznicy czyli do zapachu i koloru. Dodajemy trochę groszku, mieszamy i na patelnię. Może być problem z przełożeniem dlatego mozna sobie pomóc talerzem.

piątek, 6 grudnia 2013

Wegańska "jajecznica z boczkiem"

Przepis bardzo znany i lubiany zarówno przez tych, którzy jajek nie jedzą, a także przez tych, którzy jedzą, ale uda im się to podać nie mówiąc z czego dokładnie to jest zrobione :) Ze względu na strukturę stosunkowo dobry zamiennik. Nie podrabiałem jeszcze jajecznicy z tzw. „glutem” (na rzadko) choć może mąka z tapioki załatwiłaby tą sprawę. Chętnie przyjmę sugestie. W każdym razie wartościowa porcja z samego rana plus koniecznie jakieś pieczywo.

tofu
tempeh wędzony
cebula
kurkuma
czarna sól


Tempeh kroimy w małe kostki i podsmażamy. Dodajemy pokrojonej drobno cebuli i dalej smażymy. Dorzucamy tofu gnieciemy i smażymy. Dosypujemy kurkumy dla koloru i czarnej soli dla smaku jajka.

czwartek, 5 grudnia 2013

Niby tylko kanapki, ale różne.

Dalej ciągniemy temat śniadań (tak tak, pad thai sprzedają głównie rano :) ), w myśl zasady Śniadanie zjedz sam, obiadem podziel się z przyjacielem, a kolację oddaj wrogowi, według której śniadanie jest najważniejszym posiłkiem dnia. Albo jeszcze innej Do południa wszystko wolno  co wskazuje na zapotrzebowanie energetyczne:) To jest moje typowe śniadanie czyli pieczywo z czymś tam. Zazwyczaj przed pracą nie mam czasu na nic więcej. Zasada jest taka że musi tam być dość spora ilość węglowodanów oraz białka i koniecznie coś słodkiego : ) Pieczywa sam nie piekę, także podam tu tylko przepisy na to czym je smaruję. I tak zgodnie z ruchem wskazówek zegara.



 Groszkowe pesto z pomidorem

Czyli bogate źródło białka i bardzo potrzebnych każdemu sportowcowi (i nie tylko) zielonych warzyw.

groszek konserwowy
oliwa
bazylia
drożdże odżywcze
pomidor

Groszek miksujemy z odrobiną oliwy. Dodajemy trochę drożdży i bazylii do smaku. Na wierzch pomidor, bo pasuje. Może być ketchup, bo ma więcej składników mineralnych i niewątpliwie bardziej pomidorowy smak, ale ma też więcej chemii.

Wegańska pasta z makreli

Wygląda i pachnie bardzo podobnie także uwaga :) 

tofu
ogórek kiszony
cebula
olej lniany
przyprawa do ryb
spirulina (opcjonalnie)

Cebulę i ogórka kroimy w drobną kostkę. Tofu gnieciemy lub miksujemy z olejem, który da nam posmak i zapach tranu, przyprawą do ryb i ewentualnie spiruliną. Z tym ostatnim zalecam ostrożność, bo co prawda wzbogaci nam pastę, zarówno pod kątem odżywczym jak i zapachowym, ale nie może być za bardzo zielona, no bo jak to będzie wyglądało. Dodajemy ogórek z cebulą, trochę soli, mieszamy i odstawiamy do lodówki na noc żeby się przegryzło. Tylko nie bierzcie do pracy !!!

Kanapka z masłem orzechowym, awokado i ekstra piklami

Skąd pomysł na taki zestaw i dlaczego trafił do tematu związanego ze sportami walki? Poza tym, że jest wartościowy, to jeszcze był lubiany przez bohaterów serialu „Wojownicze Żółwie Ninja”. Był on emitowany w polskiej telewizji na początku lat 90-tych. Kto żył w tym czasie to na pewno oglądał, bo nie było jeszcze Internetu i tylko dwa kanały w TV. Sam zestaw pojawił się w sezonie trzecim w odcinku „Pizza by the Shred”. 

masło orzechowe
awokado
ogórek kiszony

Pieczywo smarujemy masłem orzechowym, kładziemy na to plasterki awokado, a  na nie plasterki kiszonego ogórka.

Wegańska nutella, a właściwie krem czekoladowo owocowy

To jest właśnie ten słodki akcent, którego nie może zabraknąć u mnie przy śniadaniu. Przepis dostałem od Marty, znajomej weganki, a przy tym zawodniczki boksu tajskiego, która obecnie regeneruje się po sobotniej walce :)

powidła śliwkowe
kakao

Powidła tu służą jako masa podstawowa do której dodajemy kakao, które posiada nie tylko walory smakowe, ale i sporo białka i magnezu, wedle uznania. Ja lubię jak oba smaki są wyczuwalne w podobnym stopniu.

Do tego obowiązkowo kawa zbożowa z karobem i mlekiem owsianym :)

środa, 4 grudnia 2013

Pad thai

Pad thai czyli typowo tajskie danie, które bez problemu można dostać w Bangkoku na małych stoiskach, wózkach, a nawet łódkach. Taki swoisty fast-food. Śmiem wysnuć tezę, że dużo zdrowsze niż jedzenie? (i tu chciałoby się użyć odpowiedniego słowa na określenie tego czegoś) z wielkich sieci pseudo restauracji pochodzących z kraju, który swego czasu był marzeniem większości górali.
Taka moja osobista potrawa pasująca do sportowego menu, gdyż oprócz tego, że bardzo ją lubię i posługuje się nią jako daniem popisowym u znajomych, to tajski boks był moją pierwszą prawdziwą miłością :) Bardzo pożywna i stanowi wyzwanie dla ludzi kreatywnych, bo ile robiących tyle przepisów. Wspólnym mianownikiem są makaron ryżowy, sos o 3 smakach – słodkim, słonym i kwaśnym oraz dodatki dostępne w tej części świata.
Historia tego dania jest również bardzo ciekawa. Można je nazwać błędem statystycznym. Innymi słowy z zasady promocja nacjonalizmu, totalitaryzmu czy kultu jednostki nie prowadzi do niczego dobrego, ale mamy wyjątek. Był sobie gość, który miał niezłego jobla na swoim punkcie, do tego stopnia, że chciał miłością do swojej osoby jak i preferencji „przekonać” cały kraj, no ale to typowa historia jakich było kilka w tym czasie. Natomiast ciekawsze było to, że chciał promować w całym kraju jedzenie typowo tajskich produktów przy jednoczesnym ograniczeniu spożycia ryżu, eksport którego był głównym źródłem dochodów. Skorzystał zatem z patentu znienawidzonych przez siebie Chińczyków - makaronu ryżowego. Wypuścił na miasto pełno wózków z jedzeniem i tak już się przyjęło.

makaron ryżowy wstążki
tempeh – ja użyłem wędzonego
orzeszki ziemne
fasola szparagowa zielona
kiełki fasoli mung
tofu
cebula
czosnek
sos sojowy
ocet lub cytryna
cukier lub syrop klonowy
imbir
bazylia



Makaron przygotowujemy według przepisu na opakowaniu i zostawiamy w spokoju. Sos sojowy mieszamy z cukrem i sokiem z cytrynu lub octem i również zostawiamy. Idea taka, żeby żaden smak specjalnie nie dominował. Na patelnię z rozgrzanym mocno tłuszczem rzucamy pokrojony tempeh (tu dowolność kształtu), potem tofu (tu już 1cm kostki), potem pokrojone drobno cebulę i czosnek, orzeszki ziemne, kiełki fasoli mung i pokrojoną w kawałki fasolę. O tym, że trzeba mieszać nie muszę dodawać, bo sami się przekonacie organoleptycznie. Smażymy chwilę i przyprawiamy.  Wrzucamy makaron i cały czas mieszamy. Dolewamy przygotowany wcześniej sos i mieszamy aż wszystko nam się zrobi brązowe. Na tajskich ulicach mało kto się bawi w robienie sosu tylko dodają te składniki bezpośrednio, ale na to sobie możemy pozwolić jak już odkryjemy satysfakcjonujący nas smak.

Aha i najważniejsze. Nie róbmy wiochy i nie jedzmy pałeczkami. Jedynym miejscem gdzie je się w Tajlandii pałeczkami to Chinatown w Bangkoku :) Jemy obowiązkowo widelcem i łyżką.


wtorek, 3 grudnia 2013

O suplementach i przepis na koktail potreningowy

Jest teoria, że człowiek zjada w ciągu dnia odpowiednią ilość białka do normalnego funkcjonowania. Zapotrzebowanie człowieka nie posiadającego w ciągu dnia wzmożonego wysiłku to w przybliżeniu ilość gramów odpowiadająca jego masie ciała w kilogramach. 85 kg = 85 g. Odżywiając się dobrze, każdy dostarcza tą ilość bez problemu. Ludzie trenujący muszą pomnożyć tą liczbę przez 1,5 lub nawet 2 w zależności od efektów jakie chcą osiągnąć. Efektem może być wzrost tkanki mięśniowej, utrzymanie już istniejącej lub po prostu regeneracja po treningu. Jedne pokarmy nadają się do tego lepiej inne gorzej, a na pewnym etapie (czyt. przy dużej masie) ciężko dostarczyć organizmowi takiego pożywienia tylko z pokarmu. Wtedy do głosu dochodzą suplementy lub inne specyfiki :)
Opiszę na swoim przykładzie, dlatego pominę sterydy. Nie mam nic przeciwko, ale nigdy nie trenowałem zawodowo i najzwyczajniej w świecie nie musiałem używać takich wspomagaczy.
Mój podstawowy skład to:

  • BCAA po treningu. Bez problemu znajdziemy wegańskie wersje w proszku i te są najbardziej pewne gdyż nawet te w tabletkach (o żelatynowych kapsułkach nie wspomnę) mogą mieć składniki pochodzenia zwierzęcego. To biorę przed i po treningu. Ma to pomóc regenerować mięśnie.
  • Koktajl białkowy. Taki sobie pije na kolację co by uzupełnić bilans dzienny. Przykładowy przepis:

Pół litra mleka ryżowego
Banan
pół garści migdałów
dodatek wysokobiałkowy


Najpierw miksujemy migdały razem z małą ilością mleka, a jak już się to uda to wrzucamy całą resztę.
Zamiast banana możemy dać arbuza, posiada on właściwości zmniejszające ból po treningu. Możemy sobie dosypać kakao. Nie dość, że dobrze smakuje to ma sporo białka, a i magnezu. Przez dodatek wysokobiałkowy rozumiem jakiś proszek z białkiem roślinnym. Ja ostatnio używałem białka konopnego w kilku postaciach (proszek, płatki i łuskane nasiona) przesłanego mi przez firmę Healing Source i byłem bardzo zadowolony.Zresztą białko konopne jest chyba najbardziej wartościowym z tych roślinnych.
  • Dopalacz testosteronu. W odróżnieniu od kulturystów, którzy mają krótkie treningi czy biegaczy, których wysiłek wygląda trochę inaczej i wydzielają im się endorfiny, trening sportów walki z racji swojej długości i specyfiki powoduje spalanie testosteronu potrzebnego w walce. Jego wysoki poziom jest odpowiedzialny również za regenerację i pracę mózgu(sporty walki to nie sieczka, trzeba myśleć :) ). Sposobów na jego wzrost jest kilka. Najlepszym jest ziele buzdyganka sprzedawane pod nazwą tribulus. Niestety prawie zawsze jest on w żelatynowej otoczce. Jedna z największych firm produkujących suplementy skończyła z produkcją otoczek z innego materiału. Nie znalazłem na polskim rynku innych, a spożywanie tego bez otoczki jest dla osób chętnych doznań :) Kolejnym jest DAA. Nie jestem w stanie nic na ten temat powiedzieć gdyż mam obawy co do brania specyfików bezpośrednio oddziałujących na mózg. Bardzo popularne jest ZMA , które jest niczym innym jak mieszanką magnezu, witaminy b6 i cynku. Są jeszcze jakieś wynalazki jak maca ale nigdy nie próbowałem.
  • Multivitamina – niestety przy dużym wysiłku mamy zwiększone zapotrzebowanie na różne składniki, dlatego, aby nie czuć problemów, musimy to uzupełniać.
Jest wiele innych sposobów np. ostatnio wpadły mi w ręce batoniki firmy RAWFOODS Polska. Tzn. batoniki to może się okazać za mocne słowo dla kogoś kto jest przyzwyczajony do tradycyjnej formy, bo te są trochę miękkie. Ciężko mi cokolwiek powiedzieć o efektach długotrwałego użytkowania, ale zjadłem jeden Lifebar z białkiem konopnym rano, jeden przed treningiem Raw Organic Food Bar Omega 3 -Flax i jeden Raw Organic Food Bar Protein po treningu, nie odnotowując spadków energii więc jakby zadziałało. Sam smak dobry. Według mnie przypomina mokry piernik z konfiturą tyle, że mniej korzenny.

No i podstawowa zasada. NAJPIERW JEDZENIE, POTEM SUPLEMENTY, a nie na odwrót:)

I oczywiście jak to mawiał komputer pokładowy: Drink plenty of fluids. Hydration aids muscle mass.

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Co jedli gladiatorzy - zboża, warzywa i chleb pompejski.

O gladiatorach słyszał pewnie każdy. Śmiem wysnuć tezę, że większość dzięki hollywoodzkim superprodukcjom, a nie książkom historycznym. Pół biedy jeśli było to dzieło Stanleya Kubricka o powstaniu niewolników wywołanym przez jednego Bułgara(?). W tym wypadku mamy przynajmniej za sobą kawał dobrego kina.
Gorzej jeśli jest to film, który zasłynął tym, że pod względem pomyłek przy kręceniu zajmuje trzydziestą pozycję na świecie. Jeżeli już ktoś szuka wiadomości na temat życia gladiatorów z telewizji to najbliższy, co nie oznacza, że bliski jest serial „Spartakus”. Ma on też dodatkowe walory artystyczne, których mało jest w poprzednich produkcjach :) 
Krótko napiszę o tym, że gladiatorzy nie ginęli wcale w takich ilościach jak się powszechnie sądzi. Dlaczego? Jak napisano w książce Dlaczego piloci kamikadze nosili hełmy? Czyli ekonomia bez tajemnic – Odpowiedź jest prosta. Ekonomia :) 
Skupmy się jednak na diecie. Zanim dojedziemy do sedna przedstawmy może tło. Zacząć należy od tego, że dieta Starożytnych Rzymian była uboga w mięso, a wynikało to z faktu, że go po prostu nie było. Tak się nauczyli i tak zostało nawet w momencie, w którym imperium było całkiem spore. Najzwyczajniej w świecie nie byli nauczeni go jeść. Pomijając zakaz zabijania bydła, które były niezastąpione jako narzędzia rolnicze. Żeby było jasne, to nie tak, ze obywatele byli bardzo porządni. Dla nich jedzenie mięsa nie było niczym normalnym. Natomiast zupełnie inaczej sytuacja wyglądała w rzymskiej armii. Tu już dieta takiego żołnierza opierała się na produktach zbożowych, a wszelkie próby zastąpienia energetycznego pieczywa pokarmem, który gnije w jelitach i spowalnia kończyły się protestami. Starożytni mieli swój pogląd na to co było dla nich najlepsze.
Tak dochodzimy do głównego tematu czyli diety sportowej. Życie takiego gladiatora składało się z codziennych treningów uwieńczonych, od czasu do czasu, walką na arenie. W związku z powyższym dostawał on 3 posiłki dziennie złożone głównie z jęczmienia, uzupełnionego ciecierzycą, soczewicą i fasolą z dodatkiem dostępnych warzyw jak marchewka (wtedy nie była czerwona :) ), kapusta, cebula i czosnek. Wszystko to wzbogacone smakiem ziół. Dużo kopru, dzięki któremu, jak sądzono rośnie siła. Jako dodatek był chleb, do popicia woda a na deser owoce. Jest teoria, że wapń uzupełniali pijąc wodę z popiołem, ale inna mówi o tym, że przecież mieli dostęp do fig i maku. 



Postarałem się odwzorować menu takiego gladiatora umieszczając go w dziale zarówno śniadanie, obiad jak i kolacja gdyż o każdej porze jedli praktycznie to samo :) 
kasza pęczak 
ciecierzyca 
soczewica 
kapusta 
marchewka 
cebula 
czosnek 
rozmaryn 
kmin 
koper 



Kaszę moczymy jakiś czas i jak nam trochę napęcznieje to gotujemy. Ciecierzyce też moczymy i dodajemy do gotującej się kaszy. Soczewicę dodajemy, ale nie musimy jej moczyć. Do tej mieszanki dodajemy pokrojone warzywa, a jak już nam zmiękną doprawiamy ziołami. Proporcje wedle uznania z tym że gladiatorzy byli nazywani ludźmi jęczmienia, a to do czegoś zobowiązuje :) 

Podstawowym dodatkiem był chleb. Niestety albo stety nie miał takiej formy jak współczesne chleby. Wynikało to z kiepskiej jakości drożdży, a także grubo zmielonej mąki. Zaowocowało to tym, że chleb może nie był taki wyrośnięty, ale był bardziej wartościowy. Ja zrobiłem chleb pompejski, który nazwę swą zawdzięcza odnalezieniu go wśród gruzów tego miasta.

mąka – jakakolwiek pełnoziarnista 
otręby żytnie lub orkiszowe– imitujące śrutę 
drożdże - dwa razy mniej niż widnieje na instrukcji



woda Drożdże rozpuszczamy w ciepłej wodzie i czekamy aż zaczną pracować. Dosypujemy mąkę, otręby, dolewamy małą ilość zimnej wody i ugniatamy. W miarę potrzeby dolewamy więcej wody. Ciasto powinno być zwarte i nie lepić się zbytnio do rąk. Formujemy kołacz i nacinamy go lekko, żeby się lepiej łamało. Co do grubości placka to pamiętajmy, że prawie nie urośnie. 

A na deser obowiązkowo figi. Suszone też były praktykowane ;)
Domowe pieczywo i bułki