czwartek, 9 października 2014

Tort tygrysi i kibicowanie.

W związku ze zbliżającą się galą, do której, wypadałoby żebym przybrał masy, a także kontuzją, która uniemożliwiła mi występ na ALMMA nastąpiła zmiana koncepcji. Dwa tygodnie przerwy i już bez ścisłej diety. Tak się ucieszyłem, że zrobiłem tort tygrysi. Jego nazwa wzięła się z kolorów jakie zawiera. Tygrysi to tak dumnie brzmi i kojarzy się z walką :), a ogólnie to koncepcja pomarańcz, czekolada i nutka marcepanowa.

biszkopt

3 szklanki mąki
2 szklanki cukru
1/3 szklanki oleju
2 szklanki soku pomarańczowego
2 łyżeczki proszku do pieczenia
pół aromatu pomarańczowego

krem

2 budynie czekoladowe
kakao
margaryna
0,5 l mleka roślinnego

polewa

pół kostki margaryny
5 łyżek cukru pudru
aromat migdałowy


Składniki na biszkopt mieszamy ze sobą w tej kolejności jak są podane i taką masę wlewamy do tortownicy, którą również wkładamy do nagrzanego wcześniej piekarnika tyle, że na co najmniej 45 minut, a nawet godzinę. Po 45 minutach sprawdzić patyczkiem czy środek jest dopieczony. Jeśli nie to przetrzymać trochę dłużej i zaglądać co 5-10 min. Po ostygnięciu kroimy przez środek tak, aby powstały nam dwa koła o równej grubości.
Budynie przyrządzamy według opisu na opakowaniu tylko mleka dajemy dwa razy mniej. Po ostygnięciu miksujemy z margaryną i dodajemy kakao. Taką ilość żeby było w miarę ciemne, bo po dodaniu białej margaryny lekko się nam rozjaśni :) Kładziemy krem na jedno koło i przykrywamy drugim.
Margarynę rozpuszczamy w rondlu, dodajemy cukru pudru i dolewamy aromatu. Polewamy wierzch tortu i czekamy aż ostygnie.

To, że mam kontuzję nie oznacza, że nie mogę kibicować, a w ubiegłym tygodniu było komu.
Ostatnio dwie gladiatorki brały udział w prestiżowych zawodach.

26 września na mistrzostwach Europy w Tajskim Boksie walczyła znana z wywiadu dla Otwartych Klatek Marta Gusztab. Biorąc pod uwagę godziny w jakich walczyła mogłem podziwiać to tylko na transmisji internetowej. Niestety decyzją sędziów mistrzynią Europy Została jej przeciwniczka.


Dane mi było na żywo oglądać tylko niedzielne walki na Kraków Arenie, z czego ta finałowa Rafała Simonidesa była najmniej ciekawa. Miały byś starożytne zasady Muay Boran, tak była reklamowana, a było nie wiem co :) Natomiast bardzo możliwe, że impreza z udziałem tak mało popularnego sportu musiała na siebie zarobić.
Dużo lepiej podobała mi się walka, którą wygrał Vital Hurkou, któremu zresztą też kibicowałem.


Tydzień później, bo 4 i 5 października na mistrzostwach Polski w judo walczyła inna gladiatorka, znana z wywiadu u mnie, Agata Perenc. Szła jak burza kończąc walki przed czasem, niestety w finałowej, w wyniku decyzji sędziów, zdobyła tytuł vice-mistrzyni Polski. Żeby nie było, nie znaczy to, że jej przeciwniczka zdobyła więcej punktów, ale że mniej kar :) Dla kogoś trenującego BJJ niesamowicie irytujące widowisko, bo sędzia przerywał walkę w najlepszym momencie :D


Pokazała charakter i już następnego dnia, w zawodach drużynowych, wygrała obie walki przed czasem. Przed Agatą teraz eliminacje olimpijskie, także trzymajcie kciuki, to będziecie mieli co oglądać w telewizji za dwa lata :)