wtorek, 29 kwietnia 2014

Gliwicka Kuchnia Społeczna i ciasto szpinakowe


W sobotę odbyło się w Gliwicach wydarzenie o nazwie Kuchnia Społeczna. To już druga odsłona. Niestety nie było mi dane być na pierwszej, ale wziąłem sobie za punkt honoru, żeby pojawić się tym razem. Jeśli ktoś nie wie, Kuchnia Społeczna to taka impreza polegająca na wzajemnej integracji domorosłych kucharzy i smakoszy wegańskiego jedzenia. Przychodzisz, przynosisz własną potrawę lub płacisz 10 zł jeśli nic masz i jesz co jest :)
Odbyła się ona w miejscu o nazwie Centrum Kultury Niezależnej 13. Jak sama nazwa wskazuje odbywają się tu wystawy, koncerty, pokazy filmów, wykłady i inne ciekawe inicjatywy, a na ścianach widać efekty zaprzyjaźnionych artystów, którzy postanowili zostawić tutaj swój ślad gdyż jak mawiał Philippe Pozzo di Borgo: Sztuka to ostatni ślad naszego istnienia na ziemi :) 


Co prawda można się czepiać, ze Clyde posługiwał się inną bronią, ale i tak jest OK :)

Na samą kuchnię przyszło kilkanaście osób, większość przygotowała wyszukane dania więc jedzenia było aż nad to.


Ja przygotowałem ciasto szpinakowe, ale nie na słodko.

kostka margaryny
2 szklanki mąki
0,5 szklanki otrębów owsianych
 opakowanie mrożonego szpinaku
300 g kaszy jaglanej
puszka czerwonej fasoli
czosnek i inne przyprawy
drożdże odżywcze

 
Margarynę topimy w rondlu, dodajemy 1,5 szklanki mąki, płatki owsiane i mieszam. Wykładamy ciastem prostokątną blachę taką ok. 25 x 35 cm i umieszczamy ją w piekarniku na 10-15 min przy temperaturze 180 stopni Celsjusza.
Szpinak dusimy i przyprawiamy. Kaszę gotujemy na miękko i dodajemy do szpinaku. Jeszcze tylko fasola i pozostała część mąki. Mieszamy dobrze i kładziemy na lekko podpieczone ciasto. Temperatury nie zmieniamy, ale pieczemy dłużej, jakieś 45 min, przy czym na 5 minut przed wyjęciem posypujemy ciasto drożdżami.

Swego czasu była taka moda na KS, ze wszyscy przynosili słodkości. Wzięli sobie do serca żeby tego nie robić tylko, że wszyscy na raz :) Dlatego jedynym ciastem była napoleonka, zwana gdzieniegdzie kremówką tudzież świętym ciastkiem. Nie mylić z karpatką! (wiele osób popełnia ten błąd), która jet na cieście ptysiowym, a to tutaj było na francuskim, choć bywają i inne wersje.


Z tego co się zorientowałem, o wyborze tego ciasta zadecydowała prostota wykonania i nie było ono efektem ogólnokrajowej gorączki związanej z powstaniem patrona odwrotności pedagogów :)

Jak już ludzie trochę pojedli to postanowiono umilić czas ciekawym filmem o freeganiźmie i nadmiernej konsumpcji pt. "Jedz nim zgnije" zrywając tym samym ze schematem obrazków z rzeźni.
Tu jest zajawka, ale bez problemu znajdziemy go w pełnej wersji online.

Podsumowując. Udana impreza. Niestety nie była to znana knajpa w centrum gdzie warto się pokazywać, dlatego nie zadziałał syndrom operowy, ale 2 cyfrowa frekwencja to też nieźle:) Zróżnicowanie jeśli chodzi o dania było spore i ogromny plus za film - inny, o tematyce nie wszystkim znanej i nie za długi :)

wtorek, 22 kwietnia 2014

Co jeść w Szczecinie czyli nie tylko prosiaki na Kuchni Społecznej.

Szczecin - pachnące czekoladą miasto portowe, w świadomości przyjezdnych figurujące jako leżące nad morzem. Otóż do morza jest jakieś ok 100 km :) Tzn. jest magiczny skrót tramwajem nr 10 :) Pozycja trzeciego miasta w Polsce pod względem powierzchni i siódmego co do liczby ludności zobowiązuje do zadowalającej bazy żywieniowej. O bliskości granicy nie wspominam, bo miasto i tak jej specjalnie nie wykorzystuje :) Znajdziemy tu oczywiście wegetariańską sieciówkę, która z różnych względów nie jest warta żeby o niej pisać, natomiast skupię się tu na rzeczach dużo ciekawszych. Przy okazji Kuchni Społecznej, która się tam odbyła w zeszłą niedzielę spędziłem tam 3 dni korzystając z uroków gastroturystyki, ale po kolei.

Najpierw koncert znanej szczecińskiej formacji Vespa, która zyskała popularność grając ska. Obecnie idzie w klimaty lat 30-40 co uważam za ciekawą zmianę.


Wiadomo, że z czasem człowiek robi się głodny i tu o tej porze pomocą służą szczecińskie fast foody, w których co prawda można dostać standardowe dania jak bułka wegetariańska lub nawet falafle, ale polecam coś co jest wyjątkowe dla tego miasta czyli bułkę z frytkami. Do wyboru 2 sosy. Keczup i ostry.


Na drugi dzień Kuchnia Społeczna. Dla niewtajemniczonych to taki nowoczesny potlacz, gdzie płacimy określoną sumę pieniędzy lub przynosimy wegańskie danie i jemy co jest. Zgodnie z głosem fanów narzekających na ilość słodkości na moim blogu przygotowałem typowe weselne, wytrawne danie czyli sejtanowe prosię :) Aby nie wzbudzać za wiele kontrowersji wzorowałem się na japońskich kreskówkach :) 
Przepis prosty:

2 paczki glutenu w proszku
2 paczki przyprawy do wieprzowiny
plaster wędliny sojowej
2 oliwki
2 kapary
szczypiorek


Gluten mieszamy z wodą i przyprawami. Dzielimy na 3 części. Największą na tułów, trochę mniejszą na głowę i bardzo małą na ryjek. Największą formujemy w kształt cylindryczny, zawijamy w szmatkę jak cukierka. Mniejszą formujemy w kulę owijamy w szmatkę tak jakbyśmy chcieli zrobić sobie broń za pomocą chusty i kuli. Chodzi o to, żeby w trakcie gotowania kula nie zrobiła się niekulista :) Ostatnią część formujemy w mały cylinder i owijamy folią aluminiową. Wszystko gotujemy w wodzie z sosem sojowym jakąś godzinę. Nadajemy śwince kształt odcinając co nieco i łącząc za pomocą wykałaczek tak jak na załączonym obrazku i podpiekamy trochę w piekarniku. Jeszcze tylko dodatki i gotowe.

Sama kuchnia cieszyła się sporą popularnością gdzie dań było ok 30, a ludzi jeszcze więcej.
Ja najlepiej wspominam biszkopt z gruszkami w kremie czekoladowym.


Na drugi dzień wypadałoby zwiedzić miasto. W wielu miejscach można znaleźć ciekawe szczegóły z minionych epok.

Pozostałości po zegarze słonecznym na jednej z kamienic. Nad smokiem robiącym za wskazówkę, kawałek podziałki.


 Pozostałości po wojnie, a właściwie wyzwoleniu miasta w centrum.


Czy pozostałości po epoce, która paradoksalnie jest bardziej znienawidzona w naszym kraju niż II Wojna Światowa, głównie przez osoby, które jej nie pamiętają :)


I tak sobie chodząc dochodzimy do baru z tradycją znajdującego się na głównej ulicy miasta.
To bardzo ciekawa historia, bo maszyna do pasztecików została wymyślona, aby wyżywić wojska Układu Warszawskiego na linii frontu. Z czasem porzucono ten projekt i maszyny trafiły na rynek cywilny. Ta pracuje tu od lat 60 - tych. Mogę polecić tylko z kapustą i grzybami choć puryści będą tu mieli problem, bo robią tam też inne wersje. Ulubione miejsce podniecających się PRL-em hipsterów, bo wystrój niewiele się tam zmienił :)


Szczecińskie kamienice, choć z zewnątrz nic na to nie wskazuje, kryją bardzo ciekawe wnętrza. Nie chodzi mi tu o legendarne mieszkanie prezydenta miasta ze złotymi klamkami :) Generalnie czujemy jakbyśmy wchodzili do innego świata kiedy przekraczamy próg bramy, a naszym oczom ukazuje się mozaika na podłodze (co prawda czasem zalana przez piwo lub urynę), rzeźby na suficie, a nawet fontanna na podwórku.


Jest też na ścianach trochę sztuki.


A nawet polemiki :)


I motywy znane i lubiane :)

 

Niestety najlepszy bar wegański w mieście jest zamknięty z powodu, trwającego już 2 lata, urlopu właściciela.


Dlatego trzeba było zjeść w tajemniczej restauracji na Placu Odrodzenia. Danie dnia: kasza jaglana z bobem, sajgonki z warzywami, gulasz z wędzonym tofu i jakaś surówka. 


Reasumując. Nie zginiecie, a nawet nie popadniecie w monotonię. Dla spragnionych np. sklep monopolowy, obok którego zbudowano boisko Orlik, co w świetle przepisów miało mu uniemożliwić działalność, bo odległość od boiska do wejścia sklepu była mniejsza niż 100 m. Pomijając fakt, że monopol był tam od dawna, właściciel wybudował przed wejściem płotek, który wymusza na nas poruszanie się wężykiem co zwiększa odległość do 102 m :) Płotek na tyle niski, że można skrócić drogę, ale nie zapominajmy, że to sklep monopolowy więc z pokonaniem tak niskiego płotka niektórzy mają jednak problemy. Widok przedni :)


A jak ktoś jest zainteresowany wirtualną wycieczką po Szczecinie to może sobie taką sprawić tutaj :)

wtorek, 8 kwietnia 2014

Pierwsze urodziny bloga i tort welwetowy.

Stuknął roczek więc tradycyjnie czas na małe podsumowanie i tort urodzinowy oczywiście :) Przepis będzie, ale najpierw krótki komentarz. I tak. Oto lista wniosków, liczb i osiągnięć :)

Wnioski:
  • potwierdziła się teza Fredrica Jamesona, że żyjemy w społeczeństwie obrazkowym. Efekt tego taki, że znaczna część społeczeństwa albo tekstu nie chce czytać w ogóle, albo przeczyta i nie zrozumie. Powoli zbliżamy się do poziomu społeczeństw niesłusznie nazwanych „wysoko rozwiniętych”.
  • potwierdziły się tezy Philipa Zimbardo zarówno co do tego, jak duża część społeczeństwa ogląda pornografię, oczywiście zachowując anonimowość oraz do czego ludzie potrafią być zdolni kiedy im się zapewni anonimowość oraz pewne instrumenty nacisku.
  • potwierdziła się teza Larrego Livena zapisana w jego wielkich prawach, gdyż nie trzeba chyba pisać, że w kraju gdzie nawet motorem napędowym patriotyzmu jest nienawiść, całkiem normalną rzeczą jest fakt, że stosunek kreatywnych komentarzy do totalnie bezużytecznych jest jak szansa wygrania w totka. O nowych stronach internetowych nie wspomnę.
  • potwierdziła się teza Miltona Friedmana gdzie ani dużym firmom, ani artystom malującym obrazy o tematyce zwierzęcej, ani celebrytom, ani aktorkom porno nie opłaca się promocja na tak małej stronie jak moja, ale tylko aktorki porno są tak wyluzowane, że godzą się na rozmowę :)
  •  i dalej - fundacja to tylko fundacja, a celem fundacji jest przede wszystkim zaspokojenie JEJ potrzeb, czymkolwiek by się nie zajmowała, patrz linijkę wyżej :)
  • potwierdziła się teza Plutarcha i podczas gdy nawet skostniałe instytucje przekonały się do prezerwatyw choćby w celu ograniczenia rozproszenia chorób, jaką jest też niewątpliwie życie:), nadal wzbudzają one wiele kontrowersji. Przynajmniej oficjalnie :)
  • nie wiadomo kto bardziej Alois Alzheimer czy Siergiej Korsakov też by się „cieszył” bo nie wiadomo dlaczego niektórzy mylą słowa porno, erotyka, akt :) Zapomnieli, albo mówią co ślina przyniesie :)
  • potwierdziła się teza Muzafera Sherifa, ale nie do końca :) cieszy niezmiernie fakt, że niektóre duże portale kulinarne trzymają się sztywno wyznaczonych przez siebie zasad (nawet jeśli czasami niewygodnych) i to cecha ludzi z charakterem, jednocześnie smuci, że niektóre zmieniają swoje zapisane zasady, a jeszcze bardziej, że robią to aby ułaskawić dziki tłum niczym Poncjusz Piłat :)
Osiągnięcia:

  • dzięki tzw. obrońcom moralności udało się uzyskać mojej stronie statusu owocu zakazanego
  • dzięki wywiadowi z utalentowaną aktorką Kimorą Klein dało mi się zjednoczyć feministki i dewoty. W tym roku kolej na Arabów i Żydów.
  • zamieściłem wywiady z różnymi utalentowanymi i znanymi ludźmi, a to nie koniec :)
  • zainteresowałem ludzi tematyką bezpiecznego seksu – możecie zaprzeczać, ale statystyki nie kłamią :)
  • myślę, że nie przesadzę ze stwierdzeniem, że to jedyna polska strona gdzie można znaleźć, a nawet zapytać, o rzeczowe informacje na temat weganizmu w kontekście sportów walki (nie mylić ze sztukami walki: ) )
  • zostałem zaproszony do gotowania w jednej z krakowskich "wegańskich" knajp, ale nie wiem czy to jakieś osiągnięcie bo miałem tam pracować za darmo, a knajpa była już tak mocno zdesperowana, że wzięła blog z foie gras :)
Tutaj jeszcze podziękowania dla sklepów Cinco Terra, Fioletowy Kot i Veganka za wsparcie i cenne uwagi.
A także dla wszystkich bloggerów i bloggerek, z którymi mam mniejszy bądź większy kontakt.

Liczby:
  • wg facebooka ponad 300 powodów, aby dalej prowadzić bloga
  • wg google ok 30
  • do tego jeszcze kilkadziesiąt tysięcy mniejszych powodów :)
Ale do rzeczy. Pitu pitu, ale przecież zawsze przy okazji nudnych przemówień każdy czeka na wyżerkę :)

Spód (i taki razy 2)

3 szklanki mąki
1,5 szklanki cukru
pół szklanki oleju
2 szklanki soku z buraków
pół paczki budyniu waniliowego
1 łyżka octu
2 czubate łyżeczki proszku do pieczenia
1 łyżeczka sody

Krem

 3 budynie waniliowe
0,75 l mleka roślinnego
1,5 kostki margaryny

Konfitura malinowa



Składniki na spód mieszany ze sobą najlepiej w takiej kolejności jak zostały wymienione. Wlewamy masę do tortownicy, a ją do nagrzanego do 180 stopni piekarnika. Na około 45 min do 1 h. Wyciągamy studzimy i ścinamy wyrośniętą górę.
3 budynie przygotowujemy według przepisu na opakowaniu z tym, że dajemy 2 razy mniej płynu. Na 3 paczki budyniu dajemy 0,75 litra mleka. Jak wystygnie miksujemy z margaryną. Nakładamy krem pomiędzy warstwy, a następnie przykrywamy nim cały tort. Łyżeczką robimy bruzdy. Jak ktoś chce jak bestia to 4, a jak ktoś jest fanem x-men to 3 :), w które delikatnie wlewamy konfiturę.