środa, 4 grudnia 2013

Pad thai

Pad thai czyli typowo tajskie danie, które bez problemu można dostać w Bangkoku na małych stoiskach, wózkach, a nawet łódkach. Taki swoisty fast-food. Śmiem wysnuć tezę, że dużo zdrowsze niż jedzenie? (i tu chciałoby się użyć odpowiedniego słowa na określenie tego czegoś) z wielkich sieci pseudo restauracji pochodzących z kraju, który swego czasu był marzeniem większości górali.
Taka moja osobista potrawa pasująca do sportowego menu, gdyż oprócz tego, że bardzo ją lubię i posługuje się nią jako daniem popisowym u znajomych, to tajski boks był moją pierwszą prawdziwą miłością :) Bardzo pożywna i stanowi wyzwanie dla ludzi kreatywnych, bo ile robiących tyle przepisów. Wspólnym mianownikiem są makaron ryżowy, sos o 3 smakach – słodkim, słonym i kwaśnym oraz dodatki dostępne w tej części świata.
Historia tego dania jest również bardzo ciekawa. Można je nazwać błędem statystycznym. Innymi słowy z zasady promocja nacjonalizmu, totalitaryzmu czy kultu jednostki nie prowadzi do niczego dobrego, ale mamy wyjątek. Był sobie gość, który miał niezłego jobla na swoim punkcie, do tego stopnia, że chciał miłością do swojej osoby jak i preferencji „przekonać” cały kraj, no ale to typowa historia jakich było kilka w tym czasie. Natomiast ciekawsze było to, że chciał promować w całym kraju jedzenie typowo tajskich produktów przy jednoczesnym ograniczeniu spożycia ryżu, eksport którego był głównym źródłem dochodów. Skorzystał zatem z patentu znienawidzonych przez siebie Chińczyków - makaronu ryżowego. Wypuścił na miasto pełno wózków z jedzeniem i tak już się przyjęło.

makaron ryżowy wstążki
tempeh – ja użyłem wędzonego
orzeszki ziemne
fasola szparagowa zielona
kiełki fasoli mung
tofu
cebula
czosnek
sos sojowy
ocet lub cytryna
cukier lub syrop klonowy
imbir
bazylia



Makaron przygotowujemy według przepisu na opakowaniu i zostawiamy w spokoju. Sos sojowy mieszamy z cukrem i sokiem z cytrynu lub octem i również zostawiamy. Idea taka, żeby żaden smak specjalnie nie dominował. Na patelnię z rozgrzanym mocno tłuszczem rzucamy pokrojony tempeh (tu dowolność kształtu), potem tofu (tu już 1cm kostki), potem pokrojone drobno cebulę i czosnek, orzeszki ziemne, kiełki fasoli mung i pokrojoną w kawałki fasolę. O tym, że trzeba mieszać nie muszę dodawać, bo sami się przekonacie organoleptycznie. Smażymy chwilę i przyprawiamy.  Wrzucamy makaron i cały czas mieszamy. Dolewamy przygotowany wcześniej sos i mieszamy aż wszystko nam się zrobi brązowe. Na tajskich ulicach mało kto się bawi w robienie sosu tylko dodają te składniki bezpośrednio, ale na to sobie możemy pozwolić jak już odkryjemy satysfakcjonujący nas smak.

Aha i najważniejsze. Nie róbmy wiochy i nie jedzmy pałeczkami. Jedynym miejscem gdzie je się w Tajlandii pałeczkami to Chinatown w Bangkoku :) Jemy obowiązkowo widelcem i łyżką.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz