„Cała naprzód ku nowej przygodzie!”
Stuknął drugi roczek. Na samym blogu mniej się działo, to i donosów było mniej :) Mniejszą aktywność zrozumie każdy, kto oprócz prowadzenia bloga ciągnie różne inne projekty. Niestety, a może i stety, nie jestem typem celebryty, dlatego blog jest dla mnie którymś tam priorytetem w kolejce i kieruję główne zasoby swojej energii na bardziej namacalne sprawy. Odwieczny dylemat czy lepiej opłaca się żyć ideą, czy z idei :)
W ubiegłym roku obiecałem, że w związku z tym, że udało mi się zjednoczyć dewoty z feministkami, zrobię to samo z Arabami i Żydami. Nie musiałem tego robić, bo zrobił to za mnie polski rząd przy okazji próby wprowadzenia zakazu uboju rytualnego. Sprawa ostatecznie, jak na świecki kraj przystało, stanęła na tym, że ubój jest okrutny, ale jeśli się to robi w imię jakiegoś boga, to boska ingerencja znieczula.
Co przyniesie kolejny rok? Jak obiecałem, do końca roku, będą menu inspirowane filmami. Wkrótce ruszam z menu inspirowanym serialem, w którym wesela odgrywają bardzo ważną rolę :)
Obiecałem wywiad z kolejnym gladiatorem i będzie. Jest już nagrany, ale w związku z tym, że został przeprowadzony zgodnie z prawidłami przy litrowej butelce calvados, wymaga autoryzacji :) Poza tym czekam na jego walkę zawodową, która ma być niebawem.
Na pewno będzie sporo deserów, czyli to co tygrysy lubią najbardziej.
Z okazji drugich urodzin tort piracki. Jak mawiał Steve Jobs, a pomimo całokształtu, zdarzyło mu się powiedzieć coś mądrego:
Lepiej być piratem niż służyć w marynarce
Ulubiony tort użytkowników PeCetów od 14 kwietnia tego roku :)
Z piratami kojarzą mi się Karaiby, także głównymi składnikami jest kokos, kakao i oczywiście słynny rum, w który zaopatruje się spod lady w niedalekim Cieszynie :) Za cenę 30 zł za litr, dostajemy iście piracki trunek tj. wysoko procentowy, niezbyt wysokiej jakości :) Do ciasta się nadaje. Całość to kakaowy tort przełożony nadzieniem a’la bounty z klasycznym (no może niezbyt klasycznym, bo wegańskim), najczęściej używanym przez babcie, kremem russel wymieszanym z wiórkami kokosowymi.
biszkopt
3 szklanki mąki
3 szklanki mąki
2 szklanki cukru
1/3 szklanki oleju
2 wody
3 łyżki kakao
2 łyżeczki proszku do pieczenia
łyżka octu
rum do nasączenia
nadzienie bounty
2 paczki wiórek kokosowych
4 łyżki oleju
cukier
mleko roślinne
krem
kostka margaryny
paczka wiórek kokosowych
banan
rum
Składniki na biszkopt mieszamy ze sobą w tej kolejności jak są podane i
taką masę wlewamy do tortownicy, którą również wkładamy do nagrzanego
wcześniej piekarnika tyle, że na co najmniej 45 minut, a nawet godzinę.
Po 45 minutach sprawdzić patyczkiem czy środek jest dopieczony. Jeśli
nie to przetrzymać trochę dłużej i zaglądać co 5-10 min. Po ostygnięciu
kroimy przez środek tak, aby powstały nam dwa koła o równej grubości. Jak ostygnie nasączamy rumem. Ja nasączyłem dość pokaźnie.
Wiórki miksujemy z olejem dolewając mleka, aby masa miała interesująca nas konsystencję. Ilość cukru to kwestia indywidualna.
Prawdziwy krem russel to masło utarte z żółtkiem i alkoholem. Zrobiłem jego wegańską wersję czyli margaryna z bananem. Tylko alkohol pozostał bez zmian :) W moim przypadku rum. Do tego dodatek w postaci wiórek kokosowych. Wszystko razem miksujemy. Można dodać cukru.
Na pierwszą warstwę kładziemy masę bounty, na to drugą warstwę tortu, a na nią krem. U mnie widać ślady konfitury, bo narysowałem za jej pomocą czaszkę z piszczelami :)